Chciałyśmy Was poinformować, że niestety zawieszamy
nasze opowiadanie na czas nieokreślony, czyli aż do odwołania. Przepraszamy! W
zamian będą publikowane kilkuczęściowe miniaturki, one-shoty lub wiersze - w nieregularnych terminach.
Jednocześnie dziękujemy Wam, Drodzy Czytelnicy,
za przeznaczony czas na naszego bloga, uwagę i napisane komentarze. Mamy
nadzieję, że nadal będziecie tu zaglądać.
A teraz Rita zaprasza na dwuczęściowe
opowiadanie. :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"Twoje oczy już nigdy się nie przyśnią
Cienka linia między miłością i nienawiścią.
Dziś mam wszystko, mogę wszystko
A żyję tylko zemstą."
Widok z okna mojego pokoju nie wydawał się
być bardzo wyszukany. Zatłoczona ulica, brudne i zaniedbane chodniki, rozwalony
śmietnik, wokół którego leżały rzucone odpadki, będące pożywką dla osiedlowych
kotów i nie tylko dla nich. Potłuczone butelki po wszelakich trunkach, jak i
ich właściciele, którzy należeli do osiedlowych koneserów mocniejszych
alkoholi. To wszystko składało się na niezwykle piękny krajobraz widziany z
mojego mieszkania na parterze.
Na blokowisko również mógłbym narzekać.
Osiedle, na którym mieszkałem, zdecydowanie kwalifikowało się do najlepszego
terenu dla miejscowych blokersów. Teksty typu: "Masz problem?" albo
"Cho na solo, kutasiarzu!" były standardowym zamiennikami dla
oklepanego już, zwykłego przywitania się przez sąsiadów w stylu "Dzień
dobry, jak się pan miewa?" To zbyt mainstreamowe, prawda?
Wracając do tematu... Nie odpowiadało mi
moje mieszkanie, jednak nie mogłem nic na to poradzić. Przypominała mi o tym
wieczna pustka w moim portfelu. Z drugiej strony zawsze można sobie pomarzyć o
większym lokum. Ale jak na razie musiałem zadowolić się moją jednopokojową
kawalerką.
W moim małym mieszkaniu zazwyczaj
znajdowało się tylko to, co najpotrzebniejsze. Łóżko było wąskie i twarde,
niczym z celi więziennej, poza tym miałem kilka szaf i półek na książki. Teraz,
kiedy nie miałem pracy, wreszcie mogłem nadrobić zaległości w moich lekturach.
Byłem właścicielem kilku oryginalnych egzemplarzy, których strzegłem jak oka w
głowie. Te książki były bardzo drogie, dla mnie - właściwie bezcenne. Dostałem
je w prezencie od mojego przyjaciela, Leonarda. On doskonale wiedział, jak
uwielbiałem literaturę.
Moje mieszkanie miało również skromną
kuchnię i niewielką łazienkę. Nie będę już opisywał stanu tych pomieszczeń,
gdyż były one bardzo zaniedbane. Cieszyłem się w duchu, że na szczęście chociaż wanna nie była dziurawa.
Fakt, nie było mnie stać na coś
porządniejszego. Na przykład o większym lokum tylko marzyłem. Nie mogłem pozwolić
sobie na willę z basenem, którą miał Leo. A nawet miałem za mało pieniędzy, aby
wynająć mieszkanie w przyjemniejszej okolicy. Takie luksusy jak ogrzewanie czy
najtańszy samochód zdecydowanie były nie dla mnie. No dobrze, uściślijmy -
byłem biedny jak mysz kościelna. W przeciwieństwie do Leo.
Znałem go już od piaskownicy. Od razu się
zaprzyjaźniliśmy, a nasza przyjaźń przetrwała całe życie. Jemu poszczęściło się;
miał bogatych rodziców, którzy spełniali każde jego życzenie. Jednak Leo nie
był bardzo rozpuszczonym jedynakiem. Liczył się dla niego charakter, a nie
ilość zer na koncie. Nawiasem mówiąc, na moim koncie było tylko jedno zero. Nie
chciałem pomocy od przyjaciela; bo przecież mógłby mi pożyczyć pieniądze czy
załatwić pracę w biurze jego ojca. Wolałem być niezależny. I nie mieć grosza
przy duszy.
Kierowałem się w życiu powiedzeniem, że
lepiej "być niż mieć". A byłem rzetelnym gościem. Określiłbym siebie
w kilku słowach jako przystojnego, odpowiedzialnego i bardzo skromnego faceta.
Miałem 27 lat, kilka nałogów w postaci uzależnienia od nikotyny, dobrej
książki, wyszukanej nuty i pięknych kobiet. No dobrze, konkretniej - jednej
pięknej kobiety.
Dla mnie najważniejsza była moja Olivia.
Nigdy nie poznałem podobnej dziewczyny do niej. Inteligentna, błyskotliwa,
bezinteresowna i zabawna. Ona była uosobieniem moich marzeń o idealnej
kobiecie. Olivia należała do wysokich szatynek z niespotykaną i oryginalną
urodą. Chyba najbardziej pociągające były jej zielone oczy. Mogła nimi uwodzić
i oczarować każdego mężczyznę. W jej spojrzeniu było to coś, co przyciągało
facetów.
Mówię teraz poważnie, gdyż chociaż byłem
typowym mężczyzną, to kochałem ją właśnie za te oczy. Może w mojej miłości do
niej było coś platonicznego i jednocześnie zmysłowego. Wiedziałem doskonale, że
Olivia to "ta jedyna, na całe życie".
Czasami zastanawiałem się, czy Olivia leci
tylko na mój wygląd. Co prawda liczył się też dla niej mój nietuzinkowy
charakter. Byłem przekonany, że moja kobieta nie zwraca uwagi na moje
pieniądze. A dokładniej ich brak.
Olivia chciała być traktowana jak
księżniczka. Wszystkie oczy musiały być skierowane w jej śliczną osóbkę.
Uwielbiała znajdować się w centrum zainteresowania. Była przebojowa, odważna i
doskonale wiedziała, czego chce.
Czy zostaniesz moją żoną? Chcę, abyś była ze mną już na zawsze.
Pamiętam jej szkliste spojrzenie i potwierdzający
uśmiech. Zaraz potem Olivia znalazła się w moich ramionach.
Ona stanowiła moje marzenie. Chciałem, aby
ze wszystkich dotychczasowych pragnień wybrała właśnie mnie. Na pewno byłbym
niesamowitym szczęściarzem, gdyby się zgodziła. Ba, należałbym do
najszczęśliwszych facetów na Ziemi.
Tak, Joshua. O niczym innym nie marzę.
Wyszeptała. A dzisiaj nastał dzień naszego
ślubu.
Przeczesałem dłonią moje ciemne włosy. Założyłem pożyczony, najtańszy garnitur i szczerze
mówiąc nie wyglądałem w nim tak źle. A przynajmniej miałem taką nadzieję.
Uśmiechnąłem się tak, jak na hollywoodzkiego aktora przystało. Chociaż z tym
zawodem związany byłem jedynie urodą. Tak, przystojniak ze mnie.
Spojrzałem na zegarek. Czas najwyższy.
Godzina zero.
~*~
Przymknęłam swoje powieki, starając się
uspokoić przyspieszone bicie serca. Czułam na sobie wzrok kilkoro przybyłych
gości, a w tym niepewne spojrzenie Joshuy. Przełknęłam głośniej ślinę, chcąc
podjąć właściwą decyzję.
Olivio..
Przez głowę przechodziły mnie różne myśli.
Najbardziej przerażała mnie wizja braku perspektyw u boku Joshuy. Powiedzmy
sobie szczerze - bylibyśmy bez grosza, a ponadto dowiedziałam się, że znowu
stracił pracę. Jaką mogłabym mieć z nim przyszłość? Chyba tylko jako zaniedbana
żona z czwórką dzieci na głowie, która całe dnie przesiaduje w domu. A może
jako przepracowana, zmęczona kobieta, podająca piwo z lodówki wiecznie
siedzącemu przed telewizorem mężowi z wyhodowanym mięśniem piwnym? Nie.
Stanowcze - nie. Fakt, pracowałam. Jednak nie zamierzałam go utrzymywać po
naszym ślubie.
Odwróciłam głowę, przebiegając spojrzeniem
po wnętrzu kościoła. Nie podobała mi się ta uroczystość. Zero pompy, przepychu
i mnóstwa zaproszonych gości. Nagle zauważyłam go. Siedział w najbardziej
oddalonej ławce. Jared. Brunet, dla którego byłam w stanie zrobić wszystko.
Co mogłam wyczytać w jego mimice twarzy?
Bezgraniczny ból połączony ze smutkiem i wycofaniem? A może iskierka nadziei na
to, że jednak będziemy razem?
Nagle pewna świadomość uderzyła we mnie
jak piorun. Ja kochałam tylko Jareda. To on był dla mnie wszystkim. To on
obdarowywał mnie drogimi prezentami w postaci złotej biżuterii i stylowych
perfum. To Jared posiadał najdroższe auto w całym stanie. Był szefem jednej z
najbardziej znanych korporacji w okolicznym biznesie. Jared posiadał duży
jednorodzinny dom z ogrodem. Stać było go na zagraniczne wycieczki do ciepłych
krajów.
To właśnie Jared był na moim ślubie. I to
właśnie on na mnie czekał. Tylko dzisiaj to nie jemu miałam przyrzec wspólne
spędzenie reszty życia.
Czy wyjdziesz za Joshua O'Shean?
Pytanie pastora wprawiało mnie w
nieprzyjemny dreszcz. Westchnęłam cicho. Przeniosłam wzrok na Joshue.
Pokręciłam wolno głową, a w moich oczach pojawiły się łzy. Chwyciłam za białą
sukienkę, którą miałam na sobie, unosząc ją lekko. Odwróciłam się od mężczyzny
i zaczęłam biec w stronę wyjścia z kościoła.
Olivio!.. Nie!
Głos Josha uderzał we mnie miarowo niczym
echo w prawie pustej świątyni. Biegłam przed siebie, odrzucając na posadzkę
bukiet białych kwiatów. W ślad za kwiatami powędrował mój welon.
Na zewnątrz czekał już na
mnie Jared. Nie posiadał się z radości.
- Teraz będziemy na zawsze
razem - wyszeptał mi do ucha, przytulając mocno do siebie. Wsiadłam do jego
drogiego samochodu. Dopiero przy Jared'zie mogłam czuć się bezpieczna. Tylko
jego kochałam najmocniej.
~*~
Poza tym siedzenie w ekskluzywnym cadillacu i obmyślanie każdej czynności zemsty doskonałej na tej interesownej i zachłannej kobiecie, było lepsze nawet od samego seksu z nią.
O wiele lepsze.
"Nie chcę wchodzić do tej samej rzeki dwa
razy
Skończyło się klęską, i żyję tylko zemstą
Cierp tak jak ja za to, co nam przed oczami przeszło;
Za te noce, gdy brakowało mi oddechu
Obyś dryfowała i nie znalazła brzegu,
Ukojenia, szczęścia, przystani, nigdy
Dziś jestem inny, nie wracaj, jestem zimny."
Skończyło się klęską, i żyję tylko zemstą
Cierp tak jak ja za to, co nam przed oczami przeszło;
Za te noce, gdy brakowało mi oddechu
Obyś dryfowała i nie znalazła brzegu,
Ukojenia, szczęścia, przystani, nigdy
Dziś jestem inny, nie wracaj, jestem zimny."