sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 17

Czerwone, żółte czy białe?
     Spoglądając na róże stojące w kilkunastu wazonach, układałem jednocześnie w myślach słowa, które powinienem wypowiedzieć Kate. Będąc totalnym dupkiem, jestem jej winien przeprosiny.  Powinienem pozwolić jej wyjechać, spełniać swoje marzenia i realizować się. Jednak z drugiej strony tak trudno mi zgodzić się na jej wyjazd. Mówiła, że zabierze mnie ze sobą... Nonsens! Mam zbyt dużo obowiązków, niedługo zacznę pracę w szpitalu. Nie mogę tego wszystkiego, od tak zostawić. Zamrugałem kilkukrotnie oczyma, skupiając się tym razem na pytaniu kwiaciarki. Pff, wiadomo, że czerwone! Kolor miłości. Ona właśnie lubi takie kwiaty...
     Wracając z kwiaciarni moją uwagę przykuł pewien mężczyzna. Obserwował bacznie i mało dyskretnie nasz dom. Co to za gość? Przyjrzałem się jego rysom twarzy i rozpoznałem w nim... Steve'a. Cholera, już od dawna powinienem go załatwić! Nie pozwolę, by ten kutas skrzywdził moją Adi.
     - Czego tu szukasz? - syknąłem w jego kierunku, posyłając mu groźne spojrzenie. Nie podobało mi się to, że Steve kręci się w pobliżu. Niech spierdala!
     Zauważyłem, że odwraca się do mnie mając na twarzy minę niewiniątka. Uniósł ręce w pojednawczym geście i uśmiechnął się sztucznie.
     - Spokojnie, przechadzałem się w okolicy... - odpowiedział, odwracając się na pięcie i ruszając w swoją stronę.
    Twoje szczęście, pomyślałem. Chętnie pozbyłbym się tego uśmiechu z twojej gęby. Za pomocą mojej pięści, oczywiście.
     Odprowadziłem go wzrokiem, po czym ruszyłem do domu.

~*~
     Zaczęłam się naprawdę martwić o Mike'a. A jeśli jego ojciec wrócił? Zadrżałam na samą myśl. Byłam świadoma, że jest dorosłym mężczyzną. Nie wiedziałam, skąd biorą się moje obawy.. Przeszukałam już cały dom, bezskutecznie z resztą. Byłam w rozterce.
     - Adrienne, chyba panikujesz - rzucił Nick łagodnym tonem głosu. Podniósł się nieznacznie z kanapy, aby chwycić mnie za biodra i przyciągnąć do siebie. Zrobił to tak niespodziewanie, że pisnęłam tylko, tracąc równowagę i lądując na jego kolanach. Spojrzałam na niego z oburzoną miną, która szybko ustąpiła miejsca szerokiemu uśmiechowi. Przecież nie mogłam długo się na niego gniewać. Był taki kochany..
     - Pewnie masz rację - przyznałam, opierając o niego głowę i wtulając się tym samym w niego. Przy okazji dyskretnie napawałam się jego zapachem, który tak mi się podobał. Przymknęłam swoje oczy.
     - I wiem, że twój brat na pewno nie uciekł z domu. To naprawdę byłoby nie w jego stylu. Nie jest buntującym się nastolatkiem. Albo buntującym się starszym bratem - dodał z rozbawieniem w jego niskim, przyjemnym tonie głosu. Mimowolnie się zaśmiałam. Ten Nick naprawdę potrafił mnie rozbawić.
     Odchyliłam głowę, aby mu odpowiedzieć, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
     Mike!
     - Gdzie się podziewałeś?! - rzuciłam, zrywając się z kolan Nick'a. Zauważyłam, że Mike zmarszczył swoje brwi ze zdziwieniem. Trzymał w dłoniach wielki bukiet czerwonych róż. Wiedziałam, że chodzi o Kate.
    - Jadę do niej - powiedział, a zdeterminowanie malowało się na jego twarzy.
     I domyśliłam się już wszystkiego.

~*~
     Co za tępak! Dobrze, że pierdolony braciszek mojej Adrienne niczego się nie domyśla... Jaki z niego nerwowy koleś! Z chęcią skopałbym mu tyłek. On, razem ze swoją siostrą.. Tą pieprzoną szmatą, oboje są sobie warci. Nienawidzę tej rodziny!
     Wszystko już ustaliłem, pozostała mi kwestia tego żałosnego Nick'a. Muszę się go pozbyć, on mi przeszkadza. Nie odstąpi jej na krok.. Jeszcze gotów jest szukać tej małej szmaty. No dobrze, gnojek też pożałuje! Właśnie.. może powinienem najpierw zająć się tym lowelasem? Tak, zemsta byłaby idealna. Niech Adi cierpi tak, jak wtedy, kiedy mnie odrzuciła. Zapłaci za to... Zniszczę ją, zniszczę jej życie i pozbawię szczęścia. Ta dziwka musi zaznać ból! I to niewyobrażalnie wielki.
     W końcu... ona jest mi to winna.


~*~
     Odłożyłam telefon, po wsłuchaniu się w dźwięk zakończenia połączenia. Adi nawet nie chciała słyszeć mojej odmowy. Grr.. Nie chciałam przychodzić na tego grilla. Nie miałam zamiaru znowu widzieć Mike'a. To właśnie dlatego wykręcałam się znajomą, która rzekomo miała mnie odwiedzić. Chociaż na co dzień byłam wesoła, ożywiona i rozmowna, teraz zamyśliłam się. Mike.. . Ile bym dała, aby pogodzić mój wyjazd z jego osobą. Kochałam go, naprawdę. Miałam nadzieję, że mnie zrozumie. Właściwe nie pozostawiłam mu większego wyboru. Nagle usłyszałam donośne i pewne pukanie do drzwi. Ruszyłam się z miejsca, nie mając pojęcia kto to. Nikogo w gruncie rzeczy nie spodziewałam się dzisiaj.
     Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Mike'a zakrytego częściowo przez olbrzymi bukiet róż. Jego mina wyrażała skruchę i bezgraniczne uczucie.
     - Kate, chciałem cię przeprosić.. - wyszeptał, opuścił nieznacznie kwiaty i spoglądał w moje oczy. To spojrzenie mogłam zapamiętać na długo, gdyż przemawiał przez niego smutek, ból, niepewność i... miłość. Chwyciłam za kwiaty, odkładając je na bok z cichym podziękowaniem, po czym nagle znalazłam się w jego ramionach. Uścisnął mnie mocno i jednocześnie czule. Potem jego wargi odnalazły moje i miękko wylądowały na moich ustach. Odwzajemniłam pocałunek z delikatnością. Mike odsunął się na milimetry, patrząc prosto w moje tęczówki.
     - Chcę, abyś była szczęśliwa. Jesteś najwspanialsza, pamiętaj o tym.. - powiedział zmysłowym półszeptem, unosząc swoją dłoń i kreśląc opuszkiem kciuka krawędź mojej dolnej wargi. Kąciki moich ust poszybowały gwałtownie w górę.
     - .. obiecaj mi, że pomyślisz o mnie czasami - dodał, szybko i skutecznie uniemożliwiając mi odpowiedź poprzez niespodziewany  pocałunek. Zmrużyłam swoje oczy, poddając się jego urokowi, któremu przecież nie potrafiłam się oprzeć. Całowałam go łapczywie, niecierpliwie i bez opamiętania. Mike brał w posiadanie moje wargi tak, jakby chciał na zawsze utkwić ten pocałunek w swojej pamięci. Po niekrótkiej chwili tym razem ja się odsunęłam od niego. Oparłam swoje czoło o jego, wpatrując się w niego.
     - Chodźmy na grilla - powiedział nagle, z tym swoim rozbrajającym uśmiechem.


~*~
     Musiałem na chwilę wyskoczyć z domu Adrienne. Wymyśliłem, że mam do załatwienia kilka spraw na mieście. W sumie to było po części prawdą. Chciałem dać mojej Adi pewien prezent... Tak bez okazji. Chociaż, miałem kilka powodów, na które samą myśl uśmiechałem się pod nosem. Moja Adrienne.. Zrobiłbym dla niej wszystko. Wkopałem się w to beznadziejne uczucie i nie mogłem się z niego wydostać. Z resztą, nie chciałem. Teraz kochałem naprawdę. Kochałem ją, sposób w jaki się porusza, jej zapach, uśmiech i barwę głosu. Uwielbiałem każdą chwilę z nią spędzoną. Pragnąłem dać jej wszystko, o czym tylko pomyślała. Teraz zmierzałem w stronę schroniska. Zamierzałem kupić jej psa i wiedziałem, że od zawsze o tym marzyła.
     Byłem już blisko celu, kiedy nagle poczułem, że ktoś chwyta mnie za rękę i wykręca boleśnie do tyłu. Natychmiast odwróciłem głowę i zauważyłem napakowanego typa. - Co jest?!.. - rzuciłem krótko, próbując się wyswobodzić z jego uścisku. Cholera, gość był bardzo silny. Na szyi poczułem ostrze noża.
     - Zamknij się, lalusiu, a będziesz żył - powiedział groźnie. Przełknąłem ślinę, udając, że to zrobiło na mnie wrażenie. Jednak wystarczył jeden sprawny i niespodziewany ruch, aby wybić go z pantałyku i wykorzystać jego wahanie. Wyszarpnąłem swoją dłoń, a nóż odrzuciłem na chodnik. Użyłem swojej pięści i to wystarczyło, abym zwalił go z nóg. Oprawca leżał nieprzytomny. Dziękowałem w duchu mojej matce, która pozwoliła mi trenować boks. Od razu zadzwoniłem po Aarona.

~*~
     - Najwyraźniej Steve kogoś zatrudnił, aby cię załatwić - zawyrokował Aaron, patrząc to na Nick'a, to na mnie. Poczułam silniejszy uścisk dłoni Nicholasa. Uśmiechnęłam się do niego blado. Na grillu smażyły się kiełbaski, szaszłyki i karkówka. Ta cała sprawa ze Steve'm bardzo mnie niepokoiła. Westchnęłam cicho, pochylając się i głaszcząc puszyste futerko mojego nowego, czworonożnego przyjaciela, który domagał się uwagi, wesoło ruszając ogonem. Nawet nie cieszyłam się moim husky, tak bardzo zmartwiła mnie opowieść Nicka. Steve.. Przeklęty Steve! Zdałam sobie sprawę, że ten facet pragnie mojego nieszczęścia. Miałam nadzieję, że Aaron jeszcze go złapie i zamknie za kratkami. Zganiłam się w duchu za to, że w porę nie zawiadomiłam policji. Teraz muszę to odpokutować.
     - Adi, jak nazwiesz Azora? - zapytała mnie Kate, śmiejąc się po chwili wesoło. To dobrze, że pogodziła się z Mike'm. Nie chciałabym widywać go tak smutnego, jak ostatnimi czasy.

~*~
     - Nick, gdzie mnie zabierasz? - zapytałam z wyraźnym podekscytowaniem w moim tonie głosu. Spojrzałam przez szybę samochodową na krajobraz. Nick wjeżdżał do miasta, więc teren był dość zabudowany. Byłam ciekawa, co tym razem chodzi mu po głowie. Przeniosłam na niego wzrok i zauważyłam, że mój facet uśmiecha się tak, jakby chciał ukryć rozbawienie.
     - Kochanie, za chwilę zobaczysz - odpowiedział, nadal patrząc na drogę z nieodgadniętym wyrazem twarzy. Nie mogłam się doczekać! Wreszcie była możliwość odpoczęcia od wszystkich problemów. I to w dodatku w towarzystwie Nicholasa.
    Nick zatrzymał samochód przed sporym budynkiem. Wywnioskowałam dzięki ogromnym halogenowym napisie, że to był hotel. Ale nie byle jaki, co najmniej pięciogwiazdkowy.
     - Pomyślałem, że należy nam się odrobina relaksu - rzucił, spoglądając w moją stronę i uśmiechając się szeroko. Powiedział to z taką swobodą i beztroską. Całkiem dobry pomysł. A nawet wspaniały! Pochyliłam się ku niemu, aby złożyć delikatne muśnięcie wargami na jego policzku z charakterystycznym dźwiękiem cmoknięcia. Wyszliśmy z samochodu, a ja cieszyłam się, że zdecydowałam się założyć dzisiaj krepową sukienkę z ramiączkami i buty na niewysokim obcasie. Nick miał założoną jasną koszulę i niebieskie dżinsy. Jak zawsze elegancki. Ruszyliśmy w stronę drzwi, trzymając się za ręce.
      - Masz rację. Powinniśmy mieć czas tylko dla siebie - odparłam. Po niedługiej chwili znaleźliśmy się w hotelowej recepcji.
      - Jeden pokój dla dwóch osób. Nazwisko Black - powiedział Nick do recepcjonistki, zaraz potem spoglądając na mnie. Och, bardzo spodobał mi się sposób w jakim na mnie patrzył. Czułam, że rozpuszczam się pod wpływem jego spojrzenia. Prawie zapomniałam, jak się oddycha.
      - Chyba nigdy nie będę w stanie ci się oprzeć - wyszeptałam, kiedy znaleźliśmy się sami w windzie.
      - Zaraz to wypróbujemy.

czwartek, 26 czerwca 2014

The one I love

Ona, drobna blondynka z niebieskimi oczami, w których błyszczały wesołe iskierki, małym zadartym noskiem i dołeczkami w policzkach, które tworzyły się podczas uśmiechu. Tego prawdziwego i szczerego, gdy można było dostrzec dwa rzędy śnieżnobiałych zębów.
On dobrze zbudowany szatyn z czarnymi oczami, w których najczęściej odbijała się ciekawość. Duże usta składane w zaczepnym półuśmiechu, były kuszące i sprawiały wrażenie ciągle gotowych do całowania.
Ona, otwarta, wesoła, roztargniona, zawsze miała w głowie pełno pomysłów, nikomu nie odmówiła pomocy, rozgadana – ale potrafiła zamilknąć w odpowiednim momencie, po to aby wysłuchać drugiej osoby.
On poważny, jak na swoje dwadzieścia cztery lata, twardo stąpający po ziemi, nie lubił głupich żartów i szczeniackich rozrywek. Sprawiał sprawy jasno, nigdy nie zostawiał niedomówień.
Spotkali się przypadkowo. Ona studentka, on student. Dwa różne światy. Dwie zupełnie inne osoby.

~*~

- Przepraszam… Nie zauważyłam… Naprawdę – bąkała Jessica. Nie spojrzała do kogo kieruje swoje słowa. Wiedziała, że zderzyła się z mężczyzną, było to bolesne, ale dziewczyna uparcie zbierała swoje notatki, książki, zeszyty. Sprawdziła kilka razy, czy aby na pewno ma wszystko. Brakowało pamiętnika, dziewczyna była pewna, że musiał leżeć gdzieś w pobliżu, gdyż nigdy się z nim nie rozstawała. Wodziła spłoszonym wzrokiem dookoła siebie… Zatrzymała go i zamarła na chwilę. Młody chłopak przyglądał się jej z zaciekawieniem i lekko zadziornym uśmiechem. W prawej ręce trzymał pamiętnik. Jessica gwałtownie wstała, zostawiając kupkę równo ułożonych książek i ruszyła w stronę chłopaka. Kierowały nią emocje, dlatego nawet nie zwróciła uwagi na to, że zakręciło jej się w głowie.
- To moje. – Ręką wskazała notatnik.
- Wiem. A teraz magiczne słowo. – Odparł chłopak i podniósł rękę do góry, tak że Jess nie miała szansy na dosięgnięcie. Podskoczyła kilka razy i …
- Proszę, czy mógłbyś oddać mi mój pamiętnik?
- Oczywiście – uśmiechnął się szarmancko i pochylając się, tak jak do pocałunku w dłoń, oddał zeszyt. – Mam na imię Rick.
Dziewczyna zaczęła się śmiać i dygnęła przyjmując „zgubę”.
- Jessica.
~*~
Luźne pasma włosów okalające twarz Jess, spadające na plecy i ramiona, zostały okiełznane kilkoma sprawnymi ruchami dziewczyny. Fryzura może nie wyglądała jak z salonu, ale była zadowalająca. Duże oczy podkreślone szarym cieniem błyszczały radością, pełne usta zostały podkreślone błyszczykiem. Długie złote kolczyki i kilka pierścionków, to były jedyne dodatki, które lubiła dziewczyna i założyła je na ten wieczór. Efekt dopełniała czarna sukienka przed kolano i szpilki w tym samym kolorze.
Wyszła przed dom. Czekał. Obiecał, że będą świętować w restauracji. Rick lubił takie miejsca, a Jessica się do nich przyzwyczajała.
Czarny garnitur dodawał mu męskości, podkreślał muskularną budowę ciała. Otworzył jej drzwi, był gentelmenem. Delikatny wiatr rozwiewał mu włosy, Rick nie używał lakieru ani żelu, lubił taki nieład. Ale tylko na głowie.

~*~

- Wybrałeś najdroższą restaurację w mieście – stwierdziła niezadowolona, przeglądając menu.
- To nasza druga rocznica… Chciałem żeby było wyjątkowo i romantycznie.
- Z tobą nawet w domu jest romantycznie – szepnęła Jess, nie była pewna czy w takim miejscu zwykła rozmowa nie zostanie odebrana jako obraza.
Kilka wiekowych madonn posyłało zabójcze spojrzenia osobom, które poważyły się na głośniejszy oddech. Jessica nie mogła uwierzyć, że to im przeszkadza.
- Może pójdziemy na spacer? – spytała nieśmiało. Nie chciała urazić chłopaka, ale te panie sprawiały, że czuła się niekomfortowo. Spojrzała na nie. Wzrok Ricka powędrował za jej.
- Spacer nad rzeką w świetle księżyca nie jest takim złym pomysłem…

~*~

Było ich czterech. Ani Jessica, ani Rick nie usłyszeli ich kroków. Cieszyli się sobą, swoją bliskością, obecnością. Nie byli przygotowani na atak. Dwóch mężczyzn złapało Ricka, jeden Jessicę. Stali tak obok siebie i szarpali się, dziewczyna krzyczała. Ostatni przyjrzał się parze i wydał kompanom krótkie polecenie. „ Ma widzieć.” Mężczyzna, który złapał Jessicę, popchnął ją przed siebie nie zwalniając uścisku. Ten, który przemówił wyjął nóż. Ostrze zaświeciło się, w blasku księżyca. Jessica jęknęła, ale już nie krzyczała. Ze strachu. Pierwszy cios był szybki. Dla Ricka. Chłopak utrzymał się na nogach. Drugi spowodował, że się zachwiał i upadł na kolana. Mężczyźni nie byli w stanie go utrzymać. Trzeci, Rick położył się na ziemię, wśród krzyków Jessicki. Napastnicy uciekli. Właściwie odeszli niespiesznym krokiem. Dziewczyna podbiegła do chłopaka i położyła jego głowę na kolana. Ciało Ricka stawało się coraz bardziej bezwładne, oczy traciły wyraz i zachodziły mgłą. Powoli podniósł rękę i przyłożył sobie do serca.
- Ko..cham.. cię. – Słowa wypowiedział cicho i z dużym trudem. Z kącika ust wypłynęła stróżka krwi. Oddychał ciężko. Jessica usłyszała jak zaciągnął się powietrzem ostatni raz, z głośnym świstem, a później wszystko ustało. Dziewczyna tuliła ciało kochanka do końca. Jej krzyk przeciął nocną ciszę w momencie, w którym sanitariusze chcieli go zabrać…  Zaczął padać deszcz. On płakał razem z Jessicką. Z mocą, która i tak w pełni nie oddała jej żalu.

~*~

Wiem, że wszystko miało wyglądać
inaczej. Zdałam sobie sprawę, że płacz
już w niczym nie pomoże. Niczego
nie naprawię. Ale ja tak dłużej nie
mogę. Chcę, pragnę się znowu
spotkać z Rickiem. On był, dla
mnie wszystkim. Bez niego już nie
mam nic, nie mam po co żyć. Wyruszam
więc w podróż aby znowu Go zobaczyć,
wyruszam w nieznane…

Krótki list miał być informacją dla rodziny. Jessica płakała, gdy go pisała i przerwała kilka razy. Wierzyła jednak w jego słuszność.

Wzięła do ręki tabletki i popiła wodą. Jej drobne ciało osunęło się na ziemię…

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 16

     Gdy Aaron poszedł, usiadłam na kanapie i zapatrzyłam się w jeden punkt.
     - Kochanie, o czym tak rozmyślasz?
     - Coś mówiłeś, Nick? - zapytałam po krótkiej chwili, przenosząc spojrzenie na mojego faceta. Nadal nie byłam w stanie zebrać swoich myśli. Westchnęłam cicho, przeczesując włosy dłonią.
     - Tak. O czym tak myślałaś? - powtórzył i uśmiechnął się do mnie delikatnie.
     - Przez te wszystkie problemy marzę tylko o relaksie. - Nick usiadł koło mnie i zaczął jeździć językiem po mojej szyi. Cholera, jak on skutecznie potrafił odwrócić moją uwagę! Jednak raptownie wpadł mi do głowy pewien pomysł. - Wiem! - rzuciłam nagle i wstałam na równe nogi zostawiając tym samym osłupiałego chłopaka.
     - Ale co wiesz? - Jego szare oczy wyrażały bezdenną ciekawość połączoną z zaintrygowaniem.
     - Zrobimy grilla u mnie w domu i zaprosimy najbliższych znajomych. Nick, bierz kluczyki od samochodu i jedziemy na zakupy. Trzeba jakoś wykorzystać ten piękny dzień - mówiłam do chłopaka z uśmiechem na twarzy.
      Gdy jechaliśmy do sklepu, ja zaczęłam wybierać na telefonie numer do Mike'a.
     - Halo? - Usłyszałam przeciągłe ziewnięcie. Pokręciłam wolno głową. Mój brat jest prawdziwym śpiochem.
     - Braciszku tu twoja siostrzyczka, która ma do ciebie prośbę.
     - No słucham cię Adi, co tym razem wymyśliłaś? - rzucił z dość wyraźną ironią w tonie głosu.
     - Proszę cię, abyś ogarnął ogródek, bo chciałabym zrobić grilla.
     - Dobra - rozłączył się. I pewnie z powrotem poszedł spać. Nie zdziwiłabym się.
***

     - Dziewczyno, na co ci tyle tego picia i jedzenia, przecież to tylko...- stanął z wózkiem na środku supermarketu i zaczął liczyć na palcach. - Jakieś sześć osób razem z nami, a ty kupujesz tego tyle jakby całe miasto miało się zwalić do twojego ogródka.
     - Oj Nick, nie marudź, tylko dzwoń do Aarona żeby przyszedł z Akim o 18 do nas.
    Nareszcie w spokoju mogłam pomyśleć, co muszę kupić oraz przy okazji wyposażyć nasz barek w salonie i lodówkę w kuchni. 
     - Adrienne jest już 13, kiedy wyjdziemy z tego sklepu? - powiedział ze sporą dozą zniecierpliwienia w jego niskim tonie głosu.
     - Wiem, że wy faceci nie lubicie zakupów, ale... Co ty powiedziałeś? Już 13, a ja jeszcze do Kate muszę zadzwonić. Jedź do kasy, a ja cię dogonię tylko zadzwonię - powiedziałam i wyciągnęłam smartfona.- Halo Kate, tu Adrienne. Mam pytanie. Chcesz może wpaść na grilla o 18 do nas?
      - Hejka. Wiesz co, będzie mały problem jest u mnie znajoma i...
      - To nic. Możesz z nią wpaść. To do zobaczenia - wcisnęłam czerwoną słuchawkę i pognałam w stronę kas.

***

     - Mike mógłbyś pomóc z zakupami? - krzyknęłam, zaraz po tym jak przekroczyłam próg domu.
     Coś mi tu nie pasowało, było zbyt cicho. Czyżby jeszcze spał? Cały dzień? To jednak nie w jego stylu. Gdy odłożyłam zakupy które trzymałam, poszłam rozejrzeć się za bratem. Byłam w ogródku, lecz nie zobaczyłam go. Przeszukałam całą górę domu i piwnicę. Ani śladu po nim. Byłam przerażona. Podeszłam do Nick'a, który siedział wygodnie w salonie na kanapie.
     -Nick, Mike'a nie ma...

środa, 18 czerwca 2014

Płomień

Pewna strona ciebie, której nie zna każdy
Jest jak gangsterska sprzeczność,
Gdyż nadal jesteś dla mnie ważny
I czekałabym na ciebie wieczność,
By być tylko grą, w której wygrasz.

Więc zamieniam deszcz w płomienie.
Każda kropla jest jak ukojenie i
Skapuje powoli, niespiesznie
Po policzkach, prosto w płomień
Kreśląc linie bezdźwięcznego smutku.

Pozwoliłam upaść mojemu sercu
Zjawiłeś się, by przywłaszczyć je sobie
W dłoniach trzymasz połowy obie
Lecz właśnie teraz wzniecam płomienie.
Wyobraź sobie i tylko pozwól temu spłonąć.

Patrzyłam na deszczu ogień
W iskrze wody zaklęte imię twoje.
Przypominam je sobie słysząc
Rewolweru odbezpieczanego
Dźwięk, którego niełatwo zapomnieć.

Zestrzel jabłko z głowy mojej
Ufam ci, lecz nie ufam sobie.
"Zamknij oczy, nic nie poczujesz.."
Tak mi mówisz, tak obiecujesz.
Będąc idealny w swojej osobie.

Bang, bang.
Strzelasz do mnie.
Bang, bang.
Spadam w ogień
Tak niedawno wzniecony.

Teraz
Wiem, że coś się zmieni
I już nigdy więcej
Nie rozpalę
Na deszczu płomieni.

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 15

Obudził mnie straszny, przeciągły ból. Nie byłem w stanie poruszyć ręką. Pomału otworzyłem oczy i zobaczyłem Aarona. Spał i wgniatał moje ciało w kanapę. Nagle przypomniały mi się wydarzenia z nocy i uśmiechnąłem się do śpiącego blondyna. Kilka chwil zajęło mi wydostanie się spod jego ciała, ale niestety skurcz, który mnie złapał spowodował, że opadłem z jękiem na miejsce.
- Już nie śpisz. Dlaczego? – spytał Aaron zaspanym głosem. Przeciągnął się i uśmiechnął do mnie.
- Jest późno. Boli mnie ręka, bo mi ją przygniotłeś. Całego mnie przygniotłeś. Bardzo chętnie bym się umył. A ty? – niby podstawowe pytanie, które miało zakończyć mój wywód, ale wywołało dość duże rumieńce na mojej twarzy. Poczułem lepką ciecz pomiędzy nogami i na brzuchu, chciałem się jej pozbyć.
- Z tobą bardzo chętnie. – Łobuzerski uśmiech pokazał się na twarzy chłopaka. – Umyję ci plecki. Poczekaj chwilkę – zerwał się z kanapy i pobiegł tak szybko, że nie zdążyłem zareagować. Usiadłem i rozprostowałem mięśnie. Koc, którym przykrył nas Aaron zsunął się z mojego ramienia i poczułem przyjemny chłód, który kontrastował z rozgrzanym ciałem. Więc jednak udało mi się przenieść naszą znajomość na kolejny etap. Ciekawy jestem, ile czasu zajmie mi zdominowanie mężczyzny. Lubię uległość, nawet bardzo, dawanie przyjemności partnerowi i równoczesne czerpanie jej… Zdecydowanie wolę być na dole, ale czasami mam ochotę na dominację, a czy Aaron mi na to pozwoli? I dlaczego on jest w mojej łazience, a ja nadal na kanapie? W swoim własnym domu…  
- Gotowe – oznajmił Aaron. – Widziałem, że masz tego trochę, więc mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe, że kilka użyłem.
- Ale o czym ty mówisz. Czego użyłeś?
- Chodź. Pokażę ci – posłusznie udałem się za mężczyzną i już przed drzwiami usłyszałem muzykę. Aaron otworzył drzwi i moim oczom ukazała się wanna, nic nadzwyczajnego, oglądam ją  od pięciu lat, podczas każdej kąpieli, od momentu przeprowadzki. Ale dzisiaj miała ona szczególny wystrój, bo na obrzeżach znajdowały się świeczki zapachowe. Na wodzie swobodnie unosiły się płatki róż. – My jesteśmy dopełnieniem obrazka – szepnął Aaron i popchnął mnie przed siebie. Byłem cholernie zdziwiony taką przemianą, bo jak to inaczej ująć, jak facet jednego dnia używa wulgarnych słów i dosłownie cię pieprzy, a następnego układa świeczki w łazience.
- Szybko poznałeś wyposażenie mojego domu – zacząłem się śmiać, ale po minie chłopaka zrozumiałem, że nie było to pożądane zachowanie. – No Aaron, te świeczki zawsze tu stoją. Lubię taki mały romantyzm, nawet jak jestem sam. Mam nadzieję, że się nie obraziłeś. No chodź, bo woda wystygnie. – Ciągnąłem i zobaczyłem jak chłopak uśmiecha się i kręci głową. Aaron wszedł pierwszy i patrzył jak ja to robię. Podobało mi się jego spojrzenie, ale szybko przypomniałem sobie mało romantyczny cel tej kąpieli. Zanurzyłem się w wodzie po samą szyję i sięgnąłem po żel. Zdecydowanie tego było mi trzeba. Wycisnąłem trochę płynu na rękę i spojrzałem na mojego towarzysza, który bardzo dokładnie przyglądał się każdemu mojemu ruchowi. Podniosłem się lekko i zacząłem namydlać ręce i tors, wszystko robiłem bardzo  wolno. Skierowałem rękę niżej pod wodę i poczułem mocny uścisk.
- Ja to zrobię.
- Sam potrafię się umyć, kotku. – Nie pozwoliłem się dotknąć, choć wiedziałem, że tego pragnie. Nie zważając na protesty i dalsze próby Aarona, kontynuowałem na jego oczach mój rytuał.
- Więc tak chcesz się bawić? Dobrze. – Aaron wziął  butelkę z żelem i po kolei powtarzał to co ja robiłem. Zagryzłem wargę i z nadzieją w oczach spojrzałem na chłopaka. Tak bardzo chciałem poczuć jego ciepło i twarde mięśnie. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Lubiłem kusić, ale być wystawionym na takie tortury? Nadal będąc na kolanach poruszyłem się w stronę Aarona, a on mnie nie odepchnął. Przeciwnie położył ręce na moich biodrach i przyciągnął mnie do swoich, składając na moich ustach pocałunek pełen żądzy, gwałtowny, połączony z pasją i namiętnością. Hipnotyzujące spojrzenie spod przymkniętych powiek działało na mnie, do tego stopnia, że nie mogłem powstrzymać cichych jęków. Moje ciało zaczęło reagować na te pieszczoty, ręce błądziły po plecach chłopaka. Chciałem zapamiętać każdy kawałek jego ciała, zobaczyć, gdzie znajdują się najbardziej czułe punkty, tak aby sprawić mu najwięcej przyjemności. Muskałem ustami szyję, bark, ugryzłem go w ramię, tylko po to, aby zataczając językiem kółka złagodzić ból. Przesunąłem ręce niżej, na pupę mojego chłopaka i wtedy stało się coś dziwnego. Aaron odepchnął mnie z taką siłą, że straciłem równowagę. Nie spodziewałem się tego i poleciałem do tyłu. Chłopak chwycił mnie w ostatniej chwili za rękę i nie pozwolił mi upaść. Przez chwilę patrzyłem na niego w osłupieniu i wyszedłem z wanny. Cały nastrój poszedł się pieprzyć. Owinąłem się ręcznikiem i nie patrząc na Aarona, opuściłem pomieszczenie. Skierowałem się do sypialni i bezwiednie opadłem na łóżko. Zastanawiałem się co zrobiłem źle, dlaczego zareagował w taki sposób?
- Możemy porozmawiać? Nie wiem czy dam radę ci wytłumaczyć wszystko, ale pozwól mi spróbować. – Aaron bez zaproszenia rozsiadł się na łóżku i dotknął mojej ręki. Nie chciałem go oglądać ani czuć, więc bez słowa przesunąłem się na przeciwległy skraj łóżka i odwróciłem się plecami do chłopaka.
- Nie chcę twoich wyjaśnień. Zostaw mnie samego.
- Siedem lat temu. To wydarzyło się siedem lat temu. Miałem dwadzieścia lat, byłem młody, głupi, myślałem, że mogę wszystko… Umówiłem się ze znajomymi do klubu. Wytańczyłem się za wszystkie czasy, z chłopakami, z dziewczynami, był alkohol, ale ja nie piłem, ponieważ prowadziłem. Zauważyłem, że przygląda mi się jakiś facet, na oko po trzydziestce. Był przystojny, podobał mi się, taki silny i dojrzały. Kilka razy uśmiechnąłem się do niego, on odwzajemnił. Zaczepił mnie, gdy podszedłem do baru po sok. Był nachalny i w tej jednej chwili jego urok prysł. Przystawiał się do mnie. To było… niesmaczne. Później już tam nie chodziłem i nawet nie patrzyłem w tamtą stronę. Nawet zapomniałem o całej sprawie. – Przerwał, a ja spojrzałem na niego. Siedział ciągle w tym samym miejscu i niespokojnie przeczesywał włosy palcami. Odwrócił głowę i nasze oczy się spotkały. Zobaczyłem w nich ból. – Musiałem wyjść na chwilę na dwór, źle się poczułem, chciałem odetchnąć  świeżym powietrzem. Nie usłyszałem jego kroków… - widziałem, że jest mu ciężko o tym mówić, ale pomimo to kontynuował. – On zaciągnął mnie w… zaułek? Nie pamiętam dobrze. Był silniejszy… Zatknął mi usta ręką… I zrobił to. Szybko… Do dzisiaj pamiętam jego śmiech, jak odchodził. Ten ból… Straciłem przytomność, obudziłem się w szpitalu. Koledzy mnie znaleźli. Zgwałcił mnie facet, a ja nic nie mogłem zrobić, wiesz jak to jest? Ten paraliżujący strach połączony z wielką niemocą. Dlatego jestem policjantem. Już nigdy nie pozwolę, aby ktoś zrobił mi coś takiego. I jeszcze w jakimś stopniu mogę pomagać innym. Ja… od tamtego wydarzenia nie pozwoliłem nikomu zbliżyć się do siebie. Dlatego tak zareagowałem. Długo walczyłem z sobą, aby wyjść do ludzi. Bywały dni, w których bałem się suchego liścia, bo popychany przez wiatr wydawał odgłos jakby ktoś za mną szedł. Musiałem zbudować siebie na nowo. Dużo czasu mi to zajęło. Ale udało mi się ciebie poderwać w tym barze. – Uśmiechnął się nieznacznie. – Mam nadzieję, że to rozumiesz i dasz mi trochę czasu. Ja chciałbym zobaczyć co czułeś wtedy… tą przyjemność, której ja nie doświadczyłem. Przez niego.
- Ja nie wiem co powiedzieć. Jest mi teraz głupio. Ja nie będę nalegał. Jak będziesz gotowy…
- Tak, Aki, bo chciałbym się przestać bać tego… Chciałbym się przestać bać z tobą…

~*~

- Nick! Pospiesz się! – byliśmy umówieni na obiad u jego rodziców. Nie było okazji, aby poznać się wcześniej. W tym momencie przed oczami miałam wyraz twarzy mojego taty. Z nim też muszę Nick’a zapoznać. Nie chciałam się spóźnić . – Nick!

- Już idę. Mam kwiaty i wino. Moja mama lubi frezje. – uśmiechnął się, ale ja i tak byłam zdenerwowana. Rodzice Nick’a to bardzo zamożni ludzie. Mają kilka dobrze prosperujących firm w różnych państwach. Nie chciałam wyjść na idiotkę, strasznie się martwiłam, co o mnie pomyślą. Założyłam czarne jeansy i błękitną koszulę, całość dopełniłam białą marynarką i czarnymi szpilkami.  Włosy upięłam w kucyk. Nick mówił, że jest dobrze, zresztą sam wybrał podobny zestaw ubrań, ale ja miałam wątpliwości. Przez całą drogę gapiłam się przez okno. Nie byłam w stanie zebrać myśli. – Już dojechaliśmy. – Głos Nick’a był spokojny i opanowany. Wysiadłam z samochodu pierwsza i dosłownie zaparło mi dech w piersiach. Dom był duży, symetryczny, regularny, z piękną piaskowcową kamieniarką zwieńczającą strefę wejściową, podcienia i kominy. 


Przypuszczam, że był on wzorowany na domach amerykańskich. Przeszliśmy przez podjazd. W drzwiach stała uśmiechnięta kobieta w średnim wieku. Była ubrana w szary żakiet i spódnicę. Rozpromieniona podeszła do Nick’a.
- Syneczku, w końcu przyjechaliście. – Pocałowała go w oba policzki z dystynkcją, bardzo sztywno i spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, który nie zdołał zamaskować rozczarowania. Przesunęła wzrokiem po całej mojej sylwetce i skierowała się w stronę domu, nie podając mi nawet ręki. – No szybciej, szybciej. Nick, ojciec czeka. Wiesz, że bardzo tego nie lubi. Ja zresztą też. Tyle razy ci mówiliśmy, że to bardzo niekulturalnie przyjeżdżać na punkt. Zawsze trzeba być minimum piętnaście minut szybciej. – Spojrzała na mnie z kwaśnym uśmiechem, a ja pożałowałam, że dałam się namówić na to spotkanie.
- Nie wierz jej. - Nick spojrzał na mnie przepraszająco. – Ojciec jest w porządku – puścił do mnie oczko. Więc chociaż jedno z rodziców mojego chłopaka jest normalne. Lekko pokrzepiona tym faktem, ruszyłam do domu państwa Black.
 Korytarz, strasznie długi, zrobiony z białego marmuru, przeplatany złoceniami w jakiś sposób przedstawiał bogactwo właścicieli. Właśnie w tym przesmyku poznałam ojca Nick’a. Starszy pan z siwymi włosami. Miał koszulę i spodnie od garnituru. Zdecydowanie mniej nabzdyczony od żony, która wołała nas do jadalni.
 W centrum stał duży, brązowy stół. Ściany były kremowe i surowe. Jedyną oznaką życia było kilka doniczek z kwiatami na zewnętrznym parapecie. Państwo Black czekali aż podejdziemy bliżej i usiedliśmy razem. Gdy lepiej przyjrzałam się czym stół był zapełniony, w duchu podziękowałam sobie za naukę savoir-vivre.
- A czym się zajmujesz? – matka Nick’a zaszczyciła mnie drugim spojrzeniem.
- Obecnie prowadzę wakacyjną gazetkę studencką.
- A nie powinnaś studiować? Z tego co mówił Nick wynika, że jesteś w wieku, w którym należałby to robić.
- Wiem – próbowałam zachować spokój. – Kierunek, na który zdawałam był popularny wśród absolwentów z mojego roku. Nie każdy się dostał. Mi akurat zależało na tym, aby studiować na konkretnej uczelni, a tam wolnych miejsc było najmniej.
- Więc mam rozumieć, że nie dostałaś się na studia oraz, że przez rok nie robiłaś nic? To niedopuszczalne. Jak tak można?! Jak ty się musisz źle uczyć.
- Mamo… to nie o wyniki chodziło. Wiesz jak jest na uniwerkach. Po znajomości, albo w bardzo wielu przypadkach w ogóle.
- O czym ty mówisz? Jakich uniwerkach? Co to za słownictwo? Twoja dziewczyna zwyczajnie… - zaczęła.
- Kochanie, proszę – zaczął nieśmiało tata Nick’a, a ja zrozumiałam, że ta kobieta chce mnie celowo ośmieszyć. Te wszystkie wymyślne potrawy, sztućce. Nie wyszło jej to, więc atakuje z innej strony.
- Jak się zwiąże z Nick’iem na stałe, bo oczywiście nie mam nic przeciwko, to jej wykształcenie nie będzie miało znaczenia. Jako żona młodego biznesmena  będzie musiała tylko ładnie wyglądać. Reprezentacyjna kobieta to podstawa. Będzie trzeba popracować nad stylem i wymową. – Teraz spojrzała na mnie. – Musisz mówić wolno i wyraźnie. Nie koniecznie dużo, bo się skompromitujesz. Musisz pobyć w towarzystwie, innym niż do tej pory. Zauważyłam co stało się z Nick’iem po tej przeprowadzce. Później przyjdzie czas na wnuki. Można powiedzieć, że jesteś już ustawiona… - nie słuchałam dalej jej słowotoku, tylko poderwałam się z miejsca i pobiegłam do drzwi. Chciałam być jak najdalej od tej harpii. Jeżeli nie pasowałam jej tak bardzo, to nie musiałam jej oglądać. Przecież nie związałam się z Nick’iem dlatego, że ma pieniądze.
 Byłam przy bramie. Automatyczna, więc nie wyjdę. Byłam tak wściekła, że szarpałam metalowe pręty z dziką pasją. Łzy bezsilności toczyły się po moich policzkach. W pewnym momencie Nick złapał mnie za ramiona i odsunął.
- Nawet nie wiem jak cię przeprosić za to. Moja matka zawsze była niemiła, ale co w nią dzisiaj weszło to naprawdę nie wiem. Rozmówię się z nią później. Chodź do samochodu, cała się trzęsiesz. – Pocałował mnie w głowę i przytulił jeszcze mocniej.

~*~

Żal mi było Adi, ale cieszyłem się, że poszła do Nick’a. Miałem cały dom dla siebie i Kate. Zorganizowanie kolacji zajęło mi dużo czasu, ale efekt, jaki uzyskałem był wart każdych starań. Ostatnio nie mieliśmy dużo czasu dla siebie, oboje studiujemy…  Jeszcze mój ojciec. Nie chciałem, aby Kate tu przychodziła, bo bałem się, że ON może ją zaczepiać. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś jej się stało przeze mnie, ale Kate była taka szczęśliwa, mówiła, że musi mi powiedzieć coś ważnego i chciałaby spotkać się tu.
 Moje oczekiwania przerwał dzwonek. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem najpiękniejsze cudo. Kate w luźnej, kremowej sukience przed kolano, z lekkim makijażem i luźnym kokiem.
- Co się tak patrzysz? Coś nie tak z moim wyglądem? – zapytała i stanęła na palcach, aby mnie pocałować, w policzek. Tak, nasz związek był na takim etapie. Początkowym. Były też całusy w usta, ale nic więcej.
- Przeciwnie, wyglądasz idealnie. Jak zawsze. Wejdź. – Przepuściłem ją i przez chwilę patrzyłem, jak rytmicznie kołysze biodrami. Hmm, kuszący widok. Zamknąłem drzwi i udałem się za Kate.
- A co to? – zaśmiała się perliście na widok stolika dla dwóch osób.
- Droga pani, to po kolei – zacząłem wskazywać talerze - mozzarella z pomidorami i bazylią, roladki z indyka faszerowane szpinakiem i serem pleśniowym, wędzony łosoś z kaparami i rucolą, do tego wino Rocca Ventosa Montepulciano.
- Brzmi smacznie. – Uśmiechnęła się nieznacznie i usiadła na krześle, które odsunąłem. Lubiłem patrzeć na tą czarnowłosą istotę, jej duże brązowe oczy, w których odbijało się zawsze tyle uczuć. Rozpromieniona twarz, oświetlona przez płomyki ze świec, była taka piękna.  – Chciałabym porozmawiać z tobą o czymś ważnym – powiedziała i nałożyła sobie jedną z potraw. – Niedawno koleżanka poinformowała mnie o możliwości wyjazdu za granicę. W ramach wolontariatu. Chciałabym wziąć w tym udział.
- Ale chyba nie zamierzasz mnie zostawić z tego powodu? – próbowałem się uśmiechnąć i przybrać żartobliwy ton, ale jakoś mi nie wyszło. W moim głosie był lęk.
- Pewnie, że nie. Zabiorę cię ze sobą. Co masz taką minę? To jeszcze nic pewnego i najprawdopodobniej jak coś się odbędzie, to w wakacje. Nie przejmuj się.
- Nie będę, ale dokładnie, to gdzie byś chciała wyjechać?
- Mówiłam, nie martw się tym teraz. – Wstałem od stołu. Nie lubiłem takiego traktowania i  niedomówień. Po co Kate teraz mówiła o tym wyjeździe? Czy jest szansa na to, że jednak zmieni zdanie?
- Dlaczego teraz? Akurat w momencie, gdy w moim życiu tyle się dzieje. Co? – powiedziałem to ostrzej niż zamierzałem.
- Mike, to jest szansa dla mnie…
- A co ze mną? Jaką mam szansę? Ja mam ojca pijaka, który wziął się znikąd i… - poczułem jej rękę na ramieniu. – I niszczy mi życie! – Krzyknąłem i zacząłem krążyć po pokoju.
- Uspokój się. Ja nie robię tego, dlatego że jestem przeciw tobie. Nie możesz myśleć, że cały świat działa za twoimi plecami i knuje! – Kate też podniosła głos.
- A może tak właśnie jest?!
- Przepraszam. Może faktycznie wybrałam zły moment. Ale to tylko kilka miesięcy. Mike, proszę… zrozum mnie.
- Rozumiem. Jedź! – Wykrzyknąłem, chociaż nie było takiej potrzeby.
- Nie będę z tobą rozmawiać w ten sposób. Jak ochłoniesz to zadzwoń. Porozmawiamy spokojnie. Pójdę już.
- Możesz nie wracać. Dzwonić też nie będę. – Powiedziałem i pożałowałem moich słów. W momencie, w którym zobaczyłem łzy w oczach Kate. To, jakim jestem kretynem, przypieczętował głośny trzask drzwi.

~*~

 Piękny poranek u boku Nick’a zrekompensował mi ten niezbyt udany obiad u jego rodziców. Chociaż ciągle było mi przykro, postanowiłam zapomnieć o całej sprawie. Słońce właśnie wstawało i nieśmiało zaglądając przez szyby, muskało moją twarz promieniami. Ten dzień zapowiadał się cudownie i nie chciałam go sobie psuć złymi wspomnieniami.  Przeciągnęłam się i wymacałam ręką Nick’a. Spał spokojnie. Uniosłam się na łokciu i patrzyłam na zmierzwione włosy chłopaka. Jego twarz miała błogi wyraz, uśmiechał się przez sen. Ciekawa byłam co mu się śniło. Delikatnie przesunęłam ręką po jego policzku, nie zareagował, więc pocałowałam go w skroń i wyszłam z łóżka.
Kilka godzin później, gdy stałam z kubkiem kawy przy stole w kuchni, rozległ się dzwonek. Zdziwiłam się, bo mieliśmy ten dzień spędzić razem i Nick nie mówił, że spodziewa się kogoś. W duchu modliłam się, aby to nie była jego matka. Nick spojrzał się na mnie i wzruszył ramieniem, w odpowiedzi na mój pytający wzrok.
- O, cześć – głos Nicka był radosny, a ten, który odpowiedział na pozdrowienie wydawał mi się dziwnie znajomy.
- Witaj, Adrienne. Mogę ci mówić po imieniu? Wiem, że możesz być zaskoczona moim widokiem, ale chciałbym z tobą porozmawiać, a ostatnio mi uciekłaś. Twój brat powiedział, że cię tu zastanę. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – Aaron. Jak mogłabym zapomnieć?
- Tak. Możemy sobie mówić po imieniu – starałam się, aby mój głos brzmiał pewnie, ale co mogłam poradzić na fakt, że facet był przystojny i to strasznie. Może nie umiałam dokładnie sprecyzować moich odczuć, co do jego osoby, bo raz wydaje się w porządku, innym razem mnie irytuje, później mówi, że ten gość z lasu to ojciec Mike’a, a ostatecznie doprawia wszystko śpiewką o tym, że jest policjantem. Dziwne… - Może kawy?
- Nie, dziękuję. Jestem już po śniadaniu. Chciałbym porozmawiać o Stevie. Skąd się znacie? Kiedy pojawił się tu po raz pierwszy? Czego chciał?
- Poznaliśmy się na urodzinach mojej koleżanki. Byliśmy razem niewiele ponad dwa miesiące. Pierwszy raz przyszedł podczas parapetówki. Groził, że zrobi coś Nick’owi albo mi. Mówił, że mnie obserwuje – nie mogłam zapanować nad drżeniem rąk. Odstawiłam kubek i usiadłam naprzeciw Aarona.
- Rozumiem. Po mimo to nie zawiadomiłaś policji – w jego wzroku nie było nagany, tylko lekkie zdziwienie.
- Myślałam, że nie wróci – szepnęłam i schowałam twarz w dłoniach. – Długo nic się nie działo. Nawet rodzicom nie powiedziałam. – Poczułam jak Nick przesuwa ręką po moich plecach. To mnie trochę uspokoiło.
- Jednak wrócił. A ty zachowałaś się bardzo nierozsądnie wychodząc wtedy do lasu. – Przytyk wyraźny. Sama żałowałam, że dałam się ponieść emocjom. Nie przemyślałam konsekwencji.
- Ona taka już jest. Jak sobie coś postanowi, to nic jej nie zatrzyma. Dlatego ja nawet nie próbowałem – Nick zataczał kółka na moich plecach, a mówiąc to przestał i gdy nasze oczy się spotkały, zobaczyłam w jego żal.
- Impuls? To niebezpieczny doradca. A ojciec Mike’a? Czy pojawił się jeszcze?
- Nie. On przyszedł tylko raz. Czasami stoi naprzeciw domu, widzę go przez okno. On chyba cierpi i raczej nie zrobi nikomu krzywdy. Ale rozumiem Mike’a… Ja nie potrafiłabym wybaczyć.
- Na razie tyle chciałem usłyszeć. Dziękuję, że poświęciłaś mi swój czas. A gdyby któryś z nich jednak przyszedł, proszę o telefon.

~*~

- Więc naprawdę spotykasz się z seksownym blondaskiem – nie mogłam w to uwierzyć. Aki nerwowo przeczesywał włosy, jego policzki zaróżowiły się lekko. – A jak długo?
- Kilka miesięcy. Ja… sam chciałem się upewnić czy coś z tego będzie. Powiedziałbym ci. A ty też nie powiedziałaś, ze spotykasz się z facetem od obrazów. Nicholas Black.
- Zmieniasz temat – odparłam z wyrzutem i zrobiłam podkówkę. Może to chwyt poniżej pasa, ale ja musiałam wiedzieć wszystko o tym związku. Szkoda, że Mike popsuł z Kate. Wtedy tyle rzeczy moglibyśmy robić razem. Trzy pary. I prawie wszyscy połączeni moją osobą. Z wyjątkiem Aarona. On jest od Nick’a.
 - Przepraszam. Ja nie chciałem. Pytaj o co chcesz. – Uśmiechnął się do mnie i przytulił. Sprawdzone sposoby działają najlepiej. Uśmiechnęłam się złośliwie i zaczęłam ostrzał pytaniami.

~*~

Czekałem. Zawsze w tym samym miejscu. Stara leśniczówka. Dobre miejsce, bo nikt już dawno nie zachodził w te tereny. Stary się spóźnia. Nie lubiłem tego, ale przymykałem na to oko. On był moją przepustką do zdobycia Adrienne. Dużo czasu zajęło mi odszukanie faceta. A jak już mi się udało nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Żona go zostawiła. Stoczył się. Stał się uległy. I uwierzył mi w banał, którym go karmiłem. Jak to szło? Pewnego dnia poproszę cię o to abyś wyprowadził Adi w pewne miejsce. Nic jej się nie stanie, bo ja dobrze się nią zajmę, a ty po tym jak ona zniknie dostaniesz dom, w którym mieszka z Mike’m. Nie mogłem uwierzyć, że to kupił. Ale Aaron też nie był lepszy. Naiwnie się cieszył, że dokumenty z nieba mu na biurku wylądowały. 
- Przepraszam za spóźnienie. Chciałeś się spotkać – zaczął jak zawsze bardzo nieśmiało. Jego przepity oddech było czuć z kilometra.
- Dlaczego poszedłeś do nich? Umowa była inna. – Lubię konkrety. Po co słodzić? Ton mojego głosu zawsze działa  na gościa tak samo. Kuli się w sobie i myśli, że mnie to ujmuje.
- Chciałem zobaczyć mojego syna. – Spojrzał na mnie niepewnie i poprawił rękaw swojego łachmana, jakby chciał sprawdzić, czy aby na pewno nic mu nie ubyło.
- Teraz ci się zebrało na uczucia ojcowskie?! UMOWA!
- Wiem, że mam zwabić gdzieś dziewczynę. Już mi mówiłeś. Pamiętam. Kiedy?
- Nie ma pośpiechu. Chcę się dobrze przygotować. Może być nawet za rok. W końcu im lepsze życie będzie musiała pożegnać, tym bardziej będzie cierpieć…



*Akapity są :)

wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 14 [+18]

Chciałyśmy Was poinformować, że niedługo rozszerzymy swoją twórczość o one shot'y. Dodana zostanie zakładka na blogu z tymi krótkimi opowiadaniami. Będziemy starać się dodawać je regularnie. Mamy nadzieję, że nasze opowieści również Wam się spodobają, Drodzy Czytelnicy.

Zapraszamy na rozdział. Enjoy! ;)


-------------------


               Zagryzłam nerwowo swoją dolną wargę, wpatrując się w mojego brata z niepokojem. Ta niespodziewana wizyta jego ojca na pewno nie będzie należeć do najprzyjemniejszych spotkań. Usłyszeliśmy ponownie jego donośne pukanie. Zauważyłam, że Mike waha się, co stanowiło niecodzienny widok. Jego ręka powędrowała niepewnie w stronę klamki. Wydawało mi się, że ta chwila w której się zastanawiał, trwała niezmiernie długo, prawie jak wieczność. Usłyszałam, jak mój brat przełyka głośno ślinę, co zabrzmiało dość komicznie. Jednak teraz nie było mi wcale do śmiechu. Sekundy mijały pośpiesznie, cisza w domu wręcz dzwoniła w uszach. Mike wreszcie otworzył drzwi, a ja wychyliłam się, aby zobaczyć nieproszonego gościa. Zamrugałam zdezorientowana powiekami, gdyż... nikogo już tam nie było, oprócz oddalającej się stopniowo sylwetki mężczyzny.
                - Poszedł sobie - rzucił niedbale Mike i zamknął drzwi. Mój brat wyglądał teraz jakby nie obchodziła go wizyta jego ojca. Jakby nic się nie stało. Był dobrym aktorem, ze wszystkich sił starał się ukrywać swoje zdenerwowanie. Wstałam i podeszłam do niego, gładząc łagodnie dłonią jego ramię i posyłając mu pokrzepiający uśmiech. Mike spojrzał na mnie i już oboje wiedzieliśmy, że jego ojciec tak szybko nie odpuści.
                - Mike, dziękuję za obiad. Teraz pozwól, że porwę na jakiś czas Twoją siostrę - powiedział Nick, wstając od stołu. Faceci wymienili się mocnymi uściskami dłoni. - Będzie dobrze, stary - mój chłopak dodał po chwili, uśmiechając się do Mike'a. Ten kiwnął głową w podzięce.
                Wyszliśmy z domu, Nick chwycił moją dłoń. Zaczęłam zastanawiać się czy dobrze zrobiłam, zostawiając Mike'a w takiej sytuacji. Jednocześnie byłam pewna, że sam sobie poradzi... Wiem, okropna ze mnie siostra! Na myśl nasunęło mi się pytanie. Zerknęłam na Nick'a, uśmiechając się niepewnie.
                - Skąd Aaron wiedział, że ten mężczyzna jest ojcem Mike'a? - zapytałam jednym tchem, w duchu ciesząc się, że gość zaniechał czekania godzinami za otworzeniem mu drzwi. Niecierpliwy z niego facet.
                - Aaron jest tutejszym policjantem - odpowiedział Nick. Takim tonem głosu akcentował słowo policjant jakby ten rzeczownik wszystko wyjaśniał. Zauważyłam, że tutaj kryje się większa tajemnica. Z mimiki twarzy Nick'a nie dało się nic wyczytać, nie chciałam drążyć dłużej tego tematu. Moje myśli skierowały się na inny tor. Aki! Przecież dzisiaj jest jego wystawa! Spojrzałam na Nicholasa, mając na ustach szeroki uśmiech, dzięki któremu mój chłopak mógł się na wszystko zgodzić.
                - Dzisiaj mój przyjaciel, Aki, ma swoją wystawę.. Obiecałam mu, że przyjdę. Chciałabym iść tam z tobą. Wystawa zacznie się za pół godziny - powiedziałam, nadal patrząc na chłopaka. Nick zerknął na mnie z zaciekawieniem.
                - Możemy tam pojechać - odparł zgodnie. Otworzył mi drzwi od samochodu, zapraszając teatralnym gestem, abym wsiadła. Wywróciłam swoimi oczyma i zajęłam miejsce pasażera. Całe szczęście, że dzisiaj ubrałam się odpowiednio. Poprawiłam delikatny materiał mojej krótkiej, ciemnozielonej sukienki, która idealnie na mnie leżała. Zapięłam przezornie pasy, czekając aż Nick również wsiądzie. Uśmiechnęłam się do niego i ruszyliśmy przed siebie.
                - Planowałem, że dzisiaj inaczej spędzimy dzień, ale.. mój plan może trochę poczekać - oznajmił, a na jego ustach zaigrał enigmatyczny uśmiech. Posłałam mu spojrzenie pełne zaciekawienia. Nie mogłam się doczekać niespodzianki i myślałam o tym, co Nick’owi chodzi po głowie.
                - Brzmi bardzo ciekawie - odpowiedziałam, przeczesując swoje długie włosy. Spojrzałam na widok za szybą. Drzewa mijały nas w ekspresowym tempie. Nick uwielbiał dużą prędkość, ten fakt nie powinien mnie dziwić. Po niedługim czasie zaparkowaliśmy na niewielkim placu. Wystawa obrazów i zdjęć Aki'ego odbywała się w galerii. Wyszliśmy z samochodu i skierowaliśmy się w stronę budynku. Było już dużo ludzi oglądających jego prace. No, no.. Aki jest popularny w tym co robi. Trudno się dziwić, gdyż jego dzieła są naprawdę świetne. Przeczesywałam wzrokiem po ścianach i stojakach na obrazy i zdjęcia. Aki był mistrzem w tworzeniu niezwykłych pejzaży i widoków jezior czy rzek. Zerknęłam na Nick'a.
                - Ten obraz jest niesamowity! - wskazałam na dość sporych rozmiarów szkic węglem wierzby płaczącej. Byłam pod dużym wrażeniem, że można stworzyć coś pięknego przy użyciu zaledwie jednego przedmiotu.
                Nagle zauważyłam, że grupka osób znacznie na mnie spogląda. Hm? Poprawiłam swoje włosy, nie będąc pewna przyczyny tych spojrzeń. Nick nie odzywał się do mnie, tylko skupił swój wzrok przed sobą. Powędrowałam za jego spojrzeniem i raptownie zamarłam. Na sześciu dziełach Aki'ego zauważyłam samą siebie. Nie wiedziałam, że zrobił ich aż tyle.Podeszłam bliżej jednego z obrazów. To byłam ja, uśmiechnięta i swobodna. Podlewałam kwiaty, mając na sobie białą sukienkę. Grr, cholera, Aki! Zabiję cię.
                Rzuciłam okiem na resztę dzieł. Kilka z nich to zdjęcia. Tak, pozowałam mu dla zabawy.  Nie miałam pojęcia, co zrobi z tymi zdjęciami. Teraz przynajmniej wiedziałam, dlaczego ci ludzie patrzyli na mnie. Poznali mnie dzięki dziełom mojego przyjaciela.
                - Zaraz wracam.. - Nick oznajmił, znikając mi w tłumie z pola widzenia. Super. Nagle znalazł mnie Aki.
                - Cześć, Adi! Podoba ci się moja wystawa? - uścisnął mnie mocno, ja uśmiechnęłam się skwapliwie.
       - Nie miej mi za złe tych zdjęć - dodał, widząc moją rozzłoszczoną minę.
                - Jesteś pięknym dziełem sztuki - ciągnął dalej, a ja miałam ochotę zakleić mu usta taśmą.
                - Naprawdę twoje zdjęcia są mega! - Aki nie przerywał swojego wywodu. Chciałam jeszcze z nim porozmawiać, lecz dopadło go grono paparazzi.
                - I poznałem kogoś, ale.. o tym powiem ci później. Wybacz, udzielę tylko wywiadu  - uśmiechnął się przepraszająco.               
                - Gratuluję, Aki. Będziesz gwiazdą numeru w mojej studenckiej gazetce - odpowiedziałam z  błyskiem rozbawienia w moich niebieskich oczach. Musiałam oddać mój tekst o nim do drukarni i.. oto Aki na pierwszej stronie gazety.
                Nick podszedł do mnie z łobuzerskim uśmiechem, co oznaczało, że coś uknuł przede mną. Posłałam mu zaciekawione spojrzenie, jednak nie pytałam gdzie był.
                - Podoba Ci się wystawa? - rzuciłam.
                - Tak. Najbardziej obrazy z tobą w roli głównej - odpowiedział z przekąsem i nieznaczną zazdrością. Nick zazdrosny?! Rzadkość.
                Postanowiliśmy wracać. Nie mogłam się doczekać tego, co przygotował mi Nicholas. Kiedy jechaliśmy przed siebie, usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Aki! Posłałam Nick'owi przepraszający uśmiech i odebrałam.
                - Cześć.. Tak, nie musisz przepraszać, odniosłeś sukces tymi dziełami - mówiłam dwuznacznie. Słyszałam, jak Aki podskakuje z radości. Czy mogłam długo się na niego gniewać? - Po prostu mogłeś mnie o tym poinformować... Tak? Naprawdę?! Świetnie!.. Wszystkie sześć?.. Ale kto? - gdy usłyszałam odpowiedź, kto kupił wszystkie obrazy ze mną spojrzałam na Nick'a wymownie. - Dobrze, spotkamy się niebawem. Pa - odłożyłam komórkę.
                - Jesteś niemożliwy.. Kupiłeś wszystkie obrazy na których byłam - oznajmiłam. Ten gest wprowadził mnie w niemałe zaskoczenie. I jednocześnie schlebiało mi to. Te dzieła musiały kosztować majątek! Zaborczy Nick...
                - Czy myślisz, że pozwoliłbym na to, aby jakiś inny mężczyzna patrzył się na ciebie w ten sposób?


                                              ~*~
                
                Odłożyłem telefon, uśmiechając się szeroko. Cieszyłem się, że Adi jednak nie złości się na mnie i cieszy się moim sukcesem. Zastanawiałem się kim jest ten mężczyzna, który kupił obrazy z Adi. Fajne ciacho... Powiedział tylko swoje imię sekretarce, która zajmowała się sprzedażą. Moja przyjaciółka dziwnie zachowała się, kiedy zdradziłem jej imię mojego klienta. Wzruszyłem beznamiętnie ramieniem. Rozmyślałem nad pewnym wydarzeniem...
                
                Nie wiem co mnie podkusiło abym udał się w to miejsce. Przecież te klimaty wcale do mnie nie pasują! Chciałem się rozerwać, napić klika drinków... Może poznać kogoś? O ile można spotkać tu odpowiedniego mężczyznę… Nie interesowały mnie już krótkie i przelotne znajomości. Pragnąłem "więcej" tak, jak pragnie tego każdy człowiek. Nadszedł czas na poważny związek.
                Uniosłem kieliszek, przechylając go do ust i mocząc wargi w zimnym napoju. Muzyka tutaj była głośna i trudno było zebrać myśli. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Bar dla gejów był jednak dobrym pomysłem. Faceci rozbierali się powoli na podestach w rytmie muzyki, ruszając przy tym zmysłowo biodrami. Cóż to za kuszący widok?
                Przeniosłem wzrok na tańczące pary. Wypiłem do końca drinka, nie ruszając się jednak z miejsca. Usłyszałem tuż za sobą czyjś głos. Odwróciłem głowę. Za mną siedział wysoki, przystojny i jasnowłosy mężczyzna. - Witaj. Jesteś tu pierwszy raz? - powtórzył pytanie, gdyż jego głos zagłuszała muzyka. - Jestem Aaron, miło mi.
                Potem wypiliśmy razem kilka piw. Dałem mu numer telefonu i… umówiliśmy się.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy wspominałem tamto wyjście do baru i spotkanie Aarona. Teraz... czekałem na niego.
                Moje rozmyślania przerwał donośny dźwięk dzwonka . Zerwałem się z kanapy, nie wiem dlaczego, ale czułem pewne zdenerwowanie. Niepewność i lekką ekscytację. A przecież to nie było pierwsze nasze spotkanie. Tego wieczoru postanowiłem jednak zrobić kolejny krok. Miałem nadzieję, że nie będzie to ostatni.
                Otworzyłem drzwi, uśmiechając się szeroko. - Cześć, Aki - Aaron przywitał się ze mną ciepło. Spoglądałem na niego, istny jasnowłosy bóg!  Miał idealne rysy twarzy, a jego sylwetka wyrażała pełnię testosteronu. Ja, jak zwykle gagatliwy, zapomniałem, że mam język w ustach. Aaron był w jasnej koszulce i niebieskich jeansach. Jednak nieważne co by ubrał i tak wyglądałby zniewalająco. Zaprosiłem go gestem do środka, poprawiając w roztargnieniu swoje włosy ufarbowane tym razem na czarno.
                - Może napijesz się czegoś? - zapytałem po krótkiej chwili. Uśmiechnąłem się do niego nieznacznie. - Tak, może być piwo - odparł, a ja natychmiast ruszyłem do kuchni po kilka schłodzonych puszek z lodówki. Wróciłem i usiadłem obok niego. Zerknąłem na Aarona kątem oka. Czyżby teraz zapadło męczące milczenie?
                - Chętnie znowu zabrałbym Cię do tamtego baru. -  Aaron zaczął cicho, zmysłowym półszeptem, otwierając jedną puszkę piwa. Wypił kilka łyków i spojrzał na mnie. W jego spojrzeniu kryło się wiele uczuć. Niecierpliwość, pożądanie, fascynacja, ciekawość.. Gdybym nie miał skrupułów, od razu rozebrałbym się i pozwolił, aby mnie pieprzył do utraty przytomności.
                - Tu jest jednak... przytulniej - odparłem pod nosem, niestety przybierając dość piskliwy ton głosu. Nie, cholera! Teraz pewnie wyszedłem na niewyżytego pedała. Cóż, którym w pewnym sensie byłem. Otworzyłem usta, aby jeszcze coś powiedzieć, kiedy nagle poczułem przy sobie jego wargi. Były ciepłe i miękkie, idealnie wpasowały się do moich. Odwzajemniłem pocałunek i kiedy jego język wsunął się do moich ust, przyjąłem go z ochotą, zaczynając się nim bawić. Czułem smak piwa i smak… Aarona. Odsunąłem się od niego, aby ściągnąć z siebie koszulkę. Aaron nie był mi dłużny pod tym względem. Niepotrzebna rzecz leżała już na podłodze, obok mojej. Spojrzałem na jego ciało z pożądaniem i przejechałem dłonią po jego torsie w dół, delikatnie sunąłem opuszkami palców po jego ścieżce drobnych włosków na dole wyrzeźbionego brzucha. Aaron przyglądał się moim poczynaniom, ale mogłem zauważyć, że jego oczy zaszły mgłą pożądania.
                - Teraz będę pieprzył cię w usta - wysyczał, wstając raptownie z kanapy i rozpinając swoje spodnie, które zsunęły się z jego seksownie wąskich biodrach. Widziałem jego sporych rozmiarów wybrzuszenie w granatowych bokserkach. Dotknąłem go dłonią i masowałem przez chwilę, czując jak penis twardnieje. Nie zwlekając dłużej, ściągnąłem z niego bieliznę, a moim oczom ukazała się jego męskość w pełnej krasie.
                - No, do dzieła - rzucił, ponaglając mnie. Musnąłem językiem jego penisa, by po chwili objąć go ustami i zacząć ssać. Usłyszałem stłumiony jęk mojego towarzysza i przyspieszony, ciężki oddech. Poczułem, jak Aaron rusza biodrami, ułatwiając mi tym samym całą sprawę. Mimowolnie sięgnąłem dłonią do mojego krocza, ocierając męskość przez materiał spodni.
                - O tak.. - Aaron zamruczał, przymykając swoje oczy z rozkoszy. Cofnąłem się, nie pozwalając mu dojść w moich ustach. Zabawa skończyłaby się za szybko.
                Uwielbiałem ulegać, jednak i mnie należała się odrobina przyjemności. Aaron przykucnął, jakby usłyszał moje myśli i zwinnym ruchem rozpiął rozporek, zsuwając mi spodnie razem z bielizną. Objął dłonią stojącego penisa u nasady, zaczął ruszać wolno i boleśnie słodko swoją dłonią. Po kilku sekundach jego ruch stawał się coraz szybszy i brutalniejszy. Oddychałem szybko, odchylając swoją głowę do tyłu z przyjemności, która we mnie narastała. Po jakimś czasie syknąłem, zaciskając mocno swoją szczękę i skończyłem nagle, mrucząc głośno. Cholera, co ten facet ze mną robił?!
                - Dam ci jeszcze rozkosz… Wypnij się - zakomendował i zauważyłem, że nadal jest w gotowości. Posłusznie odwróciłem się do niego tyłem, opierając się dłońmi o kanapę. Niespodziewanie wbił się we mnie i wszedł gładko, prawie do końca. Wazelina? - Ach! - jęknąłem, nie spodziewając się takiego słodkiego bólu. Rozpychał mnie od wewnątrz, a ruchy jego bioder były niemiłosiernie przyjemne. Cofnął swoje biodra, aby po chwili znowu na mnie naprzeć. Kiedy był już we mnie cały, zaczął robić biodrami niewielkie okręgi. Było mi tak dobrze! Słyszałem jego cichy szept, jednak przyjemność była tak wielka, że nie skupiałem się na znaczeniu słów. Czułem, że jestem już bliski spełnienia i w tej myśli utwierdziły mnie jego kolejne pchnięcia.
                Nagle nie wytrzymałem i oddałem się całkowicie rozkoszy, krzycząc jego imię. Prawie w tym samym momencie Aaron również doznał przyjemności. Zatrzymał się, będąc we mnie i chwycił mnie mocno i boleśnie za biodra. Poczułem wewnątrz lepkie ciepło. Kurwa, to było niesamowite! Chętnie powtórzyłbym to. Osunęliśmy się bez sił na kanapę, oddychając płytko i ciężko. Odwróciłem głowę w jego stronę, a mimika jego twarzy wyrażała błogość. Chwycił mnie za dłoń i lekko uścisnął. Zauważyłem, że jego usta ruszają się gwałtownie, ale dopiero później dotarło do mnie, co chciał mi przekazać.
                - Bądź ze mną.

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 13

     No pięknie i mój dobry humor prysł jak bańka mydlana.
     - Ale jak to skąd on się tu wziął?- zaczęłam się jąkać.
     - Nie mam zielonego pojęcia?- Mike wymamrotał siadając na kanapie.
     - Ale ja nie chce żeby mi cię zabrał- przytuliłam się do niego i zaczęłam pochlipywać.
     - Nie zamierzam nigdzie się wyprowadzać. Mój dom jest tam gdzie ty jesteś siostrzyczko- i mocno mnie przytulił.
     - Mike dusisz mnie.
     - Wiem - i zaczął się śmiać, a ja razem z nim.
     Wtem usłyszeliśmy huk i rozbijającą się szkło. Przez okno wleciała cegła owinięta kartką. Podeszłam do tego miejsca i wzięłam ciężką rzecz w ręce sprawdzając co jest napisane na tym białym papierze. To co tam przeczytałam obudziło we mnie jeszcze większy strach.

"Dorwę ciebie suko i pożałujesz tego, że odeszłaś ode mnie."

     - Mike on tu jest. Steve tu jest- poczułam jak na moim drżącym cele owijają się dłonie mojego brata.
     - Zobaczysz wszystko będzie dobrze. Masz Nikc'a, masz mnie poradzimy sobie z nim.
     - A co z twoim ojcem?
     - Z nim sobie też poradzimy- i odwrócił mnie twarzą do siebie.- Jesteś silna, razem jesteśmy niezwyciężeni, wszystko przetrwamy.
     - Dziękuję ci braciszku- lekko uśmiechnęłam się.- Trzeba to posprzątać.
     - Ja to zrobię, a ty idź spać- ucałował mnie w czoło i zaczął sprzątać, a ja poszłam do swojego pokoju.

***
     Promienie słońca zaczynały gdzieniegdzie padać w moim pokoju, także na moją twarz. Przebudziłam się, a gdy przewróciłam się na prawy bok moje ciało napotkało przeszkodę. O ile dobrze pamiętam, to ścianę powinnam mieć po lewej stronie mojej głowy. Poczułam jak czyjeś ręce zaczynają mnie głaskać po głowie i usłyszałam cichy szept.
     - Kochanie czas wstawać.
     Poznałam głos tej osoby to był Nick. Automatycznie się przebudziłam.
     - Nick? Co ty tu robisz i która jest godzina?- spojrzał na zegarek, który miał na nadgarstu.
     - Jest godzina 13:30. i Mike mnie wpuścił do domu, a później już sam tutaj przyszedłem.
     - Słucham?! Już tak późno, czemu mnie nie obudziłeś?- moja reakcja była troche opóźniona.
     - Jak dobrze się orientuję, to nie masz dziś niczego zaplanowanego. Gdyż jak idziesz się z kimś spotkać to piszesz to w kalendarzu, który stoi na biurku - Nick spojrzał się na mnie i zrobił poważną minę. Aha, Mike chyba mu powiedział o wczorajszym wieczornym zajściu.
     - Jak się czujesz po wczorajszym wydarzeniu?- spytał się troskliwym głosem.
     - A jak mam się czuć? W środku cała się trzęse ze strachu, a na zewnątrz wyglądam prawie jak oaza spokoju.
     - Pamiętaj, że zawsze masz mnie i w razie czego możesz do mnie przyjść.
     - Gołąbki, obiad?- usłyszeliśmy krzyk mojego brata.
     - To on umie gotować?- zdziwił się Nick
     - Na to wygląda. Choć bo jestem głodna - i ruszyliśmy w stronę kuchni.

***
      - No... podziwiam ciebie chłopie, bardzo dobry obiad zrobiłeś. Nie wiedziałem, że takie rzeczy potrafisz- odparł Nick.
     - Wiesz to jeden z moich ukrytych talentów- Mike zaczął się śmiać, a my razem z nim.
     Nagle ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
     - Pójdę zobaczyć kto to- oświadczył Mike.
     My za to obserwowaliśmy jego ruchy. Pierw przyłożył oko do judasza na drzwiach. 5 sekund później odwrócił się do nas i oznajmił.
    - To mój ojciec.
    - Może go wpuśćmy? Dowiecmy się czego on chce- odparł Nick.
    - Adi jak myślisz, czy to dobry pomysł?- spytała się osoba stojąca przy drzwiach.
    - To twój ojciec Mike, ty zdecyduj - znowu usłyszeliśmy natarczywe pukanie, głośniejsze niż za pierwszym razem.