Kilka dni wcześniej.
Ruszyłem do domu mojego
przyjaciela. Byłem przekonany, że Leo przyjmie z aprobatą mój szatański plan
zemsty.
- Słuchaj Leo. Nie mogę tak
zostawić tej sprawy z Olivią. Mam pewien pomysł, ale musisz trochę mi pomóc -
powiedziałem z ożywieniem mojemu przyjacielowi.
Przestawiłem mu całą sprawę.
Leo zgodził się bez wahania.
Teraz pozostała mi realizacja
mojego pomysłu. Jednak musiałem się do niego trochę przygotować. Pożyczyłem
kilka tysięcy dolarów od Leo, sprzedałem większość mebli z mojego domu i stary
telewizor. Nie dostałem za niego dużo kasy, ale liczył się każdy cent do
realizacji planu. Niestety byłem zmuszony sprzedać również wszystkie
kolekcjonerskie egzemplarze oryginalnych książek, które podarował mi Leo.
Trudno, przyjaciel musiał mi to wybaczyć. Przecież... cel uświęca środki.
~*~
Na ten dzień wynająłem
białego i ekskluzywnego cadillaca. Poprosiłem kierowcę, aby podwiózł mnie w
okolice miejsca pracy Olivii. Doskonale wiedziałem o której porze wychodzi ze
swojego biura, więc to była niesamowita okazja, by na nią trafić. Zupełnie
przez przypadek, oczywiście.
Wysiadłem z samochodu i
poprawiłem drogi krawat oraz szyty na miarę, niebieski garnitur. Zacząłem iść
przed siebie, wyciągając z kieszeni spodni blackberry, który pożyczyłem od Leo.
Nagle zauważyłem kątem oka
postać Olivii. Trzymała w dłoni styropianowy kubek. Najwyraźniej spieszyła się
gdzieś. Wyglądała jak zwykle, czyli ślicznie. Nie mogłem oderwać od niej
wzroku. Miała rozpuszczone włosy, które niesfornie czesał wiatr. A jej zielone
oczy wyrażały delikatne zdenerwowanie oraz zamyślenie. Szła szybko z uniesioną
głową. Jej chód miał w sobie coś ze zwierzęcia. Poruszała się z gracją.
Kilkakrotnie porównywałem ją
w myślach do kota. Olivia zdecydowanie chadzała własnymi ścieżkami, była
niezwykłą indywidualistką i posiadała nietuzinkowy charakter. To rezolutna
młoda osoba, która osiągała sukcesy nierzadko idąc po samych trupach.
Widać, że była jest
zadowolona ze swojego życia. Olivia była spełnioną kobietą biznesu, chociaż liczyła zaledwie 25
lat. Uczęszczała do najbardziej prestiżowej uczelni w całym Waszyngtonie. A
teraz posiadała własne biuro, w którym była szefową. Nie narzekała na brak
kasy, chociaż do szczęścia brakował jej tylko bogaty mężczyzna. Jakby to, co
miała, było dla niej jeszcze za mało. Świat należał do niej, była tego
świadoma.
I pomyśleć, że niedługo
zmienię jej życie na gorsze.
Starałem się tak przesunąć,
aby się ze mną zderzyła. I tak się stało. Natychmiast poczułem coś gorącego na
górnej części białej koszuli. To była kawa. Cholera, no! Widziałem, że sukienka
Olivii również nie wyszła z tego zderzenia bez szwanku.
- Bardzo pana przepraszam!
Nie chciałam... - powiedziała Olivia skruszonym tonem głosu, ale urwała zdanie,
kiedy na mnie spojrzała. - Josh?! To ty?
Kobieta otaksowała mnie
wzrokiem. Pewnie robiłem piorunujące wrażenie w tym garniturze. I robiłbym jeszcze
większe, gdybym nie miał tej brunatnej plamy na koszuli. Olivia starała się
wytrzeć ślad po kawie na swojej sukience, jednak bezskutecznie. Westchnęła
tylko i podniosła na mnie wzrok.
- Zmieniłeś się.. - dodała po
krótkiej chwili z uznaniem połączonym z ciekawością. - Co u ciebie słychać?
- Ach, dużo się zmieniło.
Jestem prezesem w wpływowej firmie, ponadto kupiłem willę z basenem i mały,
skromny domek na Karaibach.
- Co? Ale.. jak to? - Olivia
nie mogła wyjść z zaskoczenia. Jednak czułem, że była w stanie wszystko łyknąć.
- Widzisz.. wygrałem dwa
miliony w loterii - mruknąłem niedbałym tonem głosu. Po jej reakcji wiedziałem,
że uwierzy mi w te brednie.
- Naprawdę?! Musisz kiedyś mi
o wszystkim opowiedzieć!
- Może przy dobrej kawie u
mnie? Musiałabyś się w coś przebrać.. - zaproponowałem, wskazując znacząco
wzrokiem na ciemną plamę na jej sukience.
- Niestety nie mogę teraz,
gdyż mam ważną konferencję.. - zawahała się i spojrzała na mnie niepewnie.
Otworzyłem swój terminarz, w
którym każdy dzień był zapisany. Udawałem, że szukam wolnego terminu. Ciekawość
Olivii sięgnęła zenitu, wiedziałem o tym.
- Myślę, że będę miał wolne
popołudnie za jakieś dwa tygodnie - westchnąłem z udawanym zrezygnowaniem.
Podniosłem na nią wzrok. - Ale możemy iść teraz, najwyżej trochę sie spóźnię na
moje biznesowe spotkanie.
- No dobrze, chodźmy na tą
kawę chociażby w tej chwili! - Olivia zadecydowała. Uśmiechnąłem się
triumfalnie, po czym wskazałem gestem na limuzynę. Kierowca w smokingu i
białych rękawiczkach otworzył nam drzwi od samochodu.
~*~
To było coś niesamowitego!
Jak to możliwe, że Joshua stał się taki bogaty?
Rozglądałam się po wnętrzu
olbrzymiej willi z basenem. Wszystko wewnątrz wydawało się niezwykle drogie.
Meble miały wyszukany desing, były idealnie dobrane do puchowych dywanów.
Wygodna, zamszowa sofa naprzeciwko telewizora najnowszej generacji. I w dodatku
kilka konsoli do gier. Kuchnia była również urządzona w nowoczesnym i cholernie
drogim stylu. Widać było, że wszystko było zaprojektowane przez znanego
architekta wnętrz.
Spojrzałam na Josha. Nadal
nie mogłam w to uwierzyć, jak bardzo się zmienił pod względem finansowym.
- Tutaj jest bardzo pięknie..
- oznajmiłam. Wzięłam łyk kawy. Była najlepsza, jaką kiedykolwiek piłam.
- Dziękuję. Szczerze mówiąc,
całkowicie zdałem się na mojego architekta. - oznajmił nonszalanckim tonem
głosu. Pokiwałam głową z podekscytowaniem, było tak, jak myślałam.
Na początku jego słowa o wygranej
w loterii i nowej pracy wydawały mi się nierealistyczne. Jednak teraz, kiedy
siedziałam w jego wielkim mieszkaniu i słuchałam opowieści o domku na wyspach
Karaibskich, upewniało mnie w przekonaniu, że jednak to wszystko jest prawdą.
- Widzę, że uśmiechnęło się
do ciebie szczęście - powiedziałam powoli, spoglądając na młodego biznesmena,
który siedział na kanapie tuż obok mnie. Uśmiechnęłam się do niego i odstawiłam
filiżankę z kawą.
- Tak. Jednak nie zawsze
można mieć to, o czym się marzy - odpowiedział, kwitując to zdanie nieznacznym
i nieco zamyślonym uśmiechem.
Wydawało mi się, że Josh mówił
o mnie. Kochał mnie, prawda? Czułam, że byłam dla niego najważniejsza. Teraz,
kiedy miał więcej pieniędzy, zaczął wydawać mi się jeszcze bardziej przystojny
i pociągający.
- Może chcesz się w coś
przebrać? - Josh wyrwał mnie z rozmyślań. - Mój stylista przed chwilą
zaopatrzył garderobę w kilka sukienek, które zamówiłem i z pewnością będą na
ciebie pasować.
- Chętnie. Zatem prowadź - odpowiedziałam,
rzucając w międzyczasie okiem na brzydką plamę po kawie na mojej eleganckiej
sukience.
Ruszyliśmy
w kierunku garderoby, a kiedy się tam znaleźliśmy, Josh wskazał gestem dłoni na
rząd sukienek na wieszakach. Byłam wniebowzięta! Przecież te wszystkie wymyślne
mogły być tylko moje! Dopiero teraz tak naprawdę zdałam sobie sprawę, że żałuję
podjęcia tego pochopnego kroku. Nie powinnam uciekać sprzed ołtarza Joshowi. To
dobry facet. Byłby dla mnie najlepszą partią. Przedtem pociągała mnie tylko jego
uroda, ale teraz? On jest nieprzyzwoicie bogaty!
- Wybierz sobie, którą
zechcesz. Zostawię cię na moment - Josh oznajmił, po czym skierował się do
wyjścia z pomieszczenia, jednocześnie wyciągając komórkę z kieszeni spodni.
- Zaczekaj! Rozepnij mi
sukienkę - poprosiłam słodkim tonem głosu i odwróciłam się do niego tyłem, cały
czas mając skierowany wzrok na jego osobę.
Joshua z nieznacznym wahaniem
podszedł do mnie. Delikatnym ruchem odgarnął moje włosy z pleców na jedno
ramię, przejeżdżając przy tym przez przypadek opuszkami palców po mojej skórze
na karku. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku, wstrzymując na chwilę oddech.
Pieniądze. Zdecydowanie
pachną bogactwem. Możliwościami i dobrobytem. To zapach Joshuy, wiem o tym. Ten
mężczyzna był tak pociągający, że teraz zrobiłabym wszystko, by znowu z nim być.
Dźwięk rozpinanego zamka od
sukienki.
Wzięłam głębszy oddech, kiedy
poczułam niespiesznie przesuwające się palce Joshuy po moich plecach, które
jakby podążały w ślad za zamkiem.
A.. Jared? Oświadczył mi się.
Trudno, niech spada! Już go
nie chcę. Jest taki pospolity... Josh natomiast ma urodę i pieniądze. Wszystko,
czego potrzebuję.
Poczułam na swoim karku
ciepły oddech mężczyzny, co spowodowało u mnie gęsią skórkę. Zagryzłam mocno
swoją dolną wargę, przymykając na chwilę swoje powieki.
Pragnę Josha.
Materiał sukienki opadł
swobodnie na podłogę. Pomogłam mu kilkukrotnymi ruchami bioder na boki.
Muszę go zdobyć.
Odwróciłam się przodem do
mężczyzny i spojrzałam na niego, ale to nie było to, co chciałam ujrzeć. W
wyrazie twarzy Josha widziałam odrzucenie, a nawet pogardę, którą pieczołowicie
ukrył pod maską zakłopotanego uśmiechu.
Joshua odwrócił się na pięcie
i wyszedł z pomieszczenia.
Teraz mam przed sobą cel, a
przecież mnie się nigdy nie odmawia.
~*~
Cholera, sytuacja mogłaby
zajść za daleko, a takiego punktu w planie nie uznałem za potrzebny. Znalazłem
się w salonie rodziców Leo. Uśmiechałem się w duchu, że Olivia połknęła haczyk.
Byłem całkowicie przekonany, że popamięta mnie do końca życia. Doskonale
wiedziałem, jak działa na nią odmowa. Jak płachta na byka. Cieszyłem się, że ta
kobieta teraz tak łatwo mnie nie odpuści. Ale ja miałem w zamiarze odrobinę jej
w tym pomóc...
Usłyszałem jej kroki i
podniosłem na nią wzrok. Nie wydawała się być smutna, rozzłoszczona czy
zrezygnowana, lecz bardzo zaintrygowana.
- Wiesz Olivio, muszę już
jechać na służbowe spotkanie. Dzisiaj wieczorem lecę moim szybowcem do Miami.
Może chciałabyś wybrać się ze mną na kilka dni? O tej porze roku tam jest
środek lata.
Zgodziła się bez
najmniejszego wahania. Kolejny punkt planu zrealizowany!
~*~
Miami. Godzina 2:24 am. Cholernie drogi,
pięciogwiazdkowy hotel.
Zarzuciłam na siebie cienki
szlafrok. Wyszłam z mojego pokoju i skierowałam się do pokoju Josha. Chwyciłam
za klamkę.
- Dobry wieczór, Joshua. Nie
mogę spać... - oznajmiłam, robiąc minę w zabawną podkówkę. Liczyłam na to, że
uwiodę mężczyznę tej nocy. Musiałam to zrobić.
Wbiegłam do jego pokoju, nie
pytając wcale o pozwolenie, pakując się od razu do jego łóżka i kładąc się obok
niego.
Josh odsunął się ode mnie i
usiadł, gromiąc mnie wzrokiem.
- Nie, Olivio. Dzisiaj spędziliśmy miło czas
na plaży i pływaliśmy jachtem, ale teraz lepiej byłoby, gdybyś już poszła do
pokoju.
Nie przegram tak łatwo. O,
nie.
- Napijmy się szampana! Nie
bądź takim sztywniakiem, Josh.
- Odpowiedź brzmi nie. -
Nadal trwał przy swoim. - A poza tym niedługo bierzesz ślub z Jaredem. Za
tydzień, tak? Mówię ci; idź już.
Ach, po co wspominałam mu o
moich zaręczynach? Przysunęłam się do niego jeszcze odrobinę.
- Josh.. Nie chciałbyś być ze
mną? - zapytałam, dotykając dłonią jego policzka. - Wróć do mnie, proszę.
Byłam już totalnie
zdesperowana. Chwytałam się każdej możliwości.
Mężczyzna pokręcił wolno
głową, a ja wstałam z łóżka.
- Jeśli zmienisz zdanie,
powiedz mi o tym. Masz tylko tydzień - powiedziałam, patrząc mu w oczy.
Ruszyłam do swojej sypialni, mając nadzieję, że jednak Josh zawita w moim
pokoju tego wieczoru.
Przeliczyłam się, niestety.
~*~
Tydzień później. Sobota, Waszyngton. Godzina
5.00 pm.
Dostałem dodatkową zaliczkę
od mojego szefa, Leo. Moim zadaniem było pojawienie się na uroczystości ślubu
panny Olivii z niejakim Jaredem.
Będąc ochroniarzem pana
Leonarda przez te wszystkie lata, to polecenie wydawało mi się być najbardziej
oryginalne.
Usiadłem w środkowym rzędzie
ławek w pobliskim kościele. Na uroczystości było wielu gości, a nawet
najznamienitszych osobistości i fotoreporterów.
Nadszedł czas na wymówienie
przysięgi małżeńskiej Olivii.
W tym momencie wstałem i
ruszyłem pospiesznym krokiem w jej kierunku. Pochyliłem się ku niej.
- Pan Joshua prosił mnie, bym
przekazał, że chciałby wrócić do pani - wyszeptałem. Olivia przyjęła to z
radością i bez wahania odwróciła się od Jareda, by zacząć biec w kierunku
wyjścia ze świątyni.
Chyba na zawsze będę pamiętał
niemałe zdziwienie na twarzy niedoszłego pana młodego.
Cóż, za to mi płacą.
~*~
Usłyszałem donośne pukanie do
drzwi mojego starego mieszkania w leciwej kamienicy. Z szerokim uśmiechem na
ustach podszedłem i otworzyłem. Nie zdziwił mnie widok pięknej kobiety ubranej
w białą suknię z welonem.
- Josh?! - Olivia rozejrzała się. Mieszkanie było niemal
całkowicie puste, a ja jak zwykle prezentowałem się w podartych i brudnych
ubraniach.
- Ale? Nie rozumiem.. -
oznajmiła cicho. - Co się stało z twoją willą? Otworzyli mi jacyś obcy ludzie i
powiedzieli, że jesteś tutaj, w tym mieszkaniu!
- To było wszystko jedna
wielka ściema, Olivio - odpowiedziałem beznamiętnym tonem głosu, po czym
wzruszyłem ramieniem.- Nadal jestem biedny. Byłem i jestem bez grosza, nic się
nie zmieniło. No, może twoje życie jednak mogło teraz ulec zmianom. W końcu..
będziesz jutro na pierwszych stronach gazet. Masz wilczy bilet, moja droga.
Olivia bez słowa wyszła z
mojego mieszkania. W gruncie rzeczy nie chciałem kolejnej awantury.
~*~
Kilka dni później. Mieszkanie Joshuy.
Nie miałem już prawie nic w
lodówce, a spanie bez kołdry na dmuchanym materacu nie wydaje się być dobrym
pomysłem. Musiałem coś zrobić z własnym życiem.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Jared? Witaj, stary -
uścisnąłem mu dłoń.
- Cześć, Josh. W gruncie
rzeczy jestem ci wdzięczny za ten numer z Olivią. Gdyby nie ty, nie
wiedziałbym, że to tak zachłanna kobieta. I mam dla ciebie propozycję. Widzę,
że jesteś przedsiębiorczy, bardzo pomysłowy i kreatywny, a moja firma szuka
właśnie takich ludzi. Chciałbyś zacząć u mnie pracować, na początek może jako
kierownik działu?
- Jestem.. zaskoczony. Ale
tak, oczywiście! - zgodziłem się i umówiłem z nim na rozmowę kwalifikacyjną.
Nie dość, że zniszczyłem
opinię publiczną Olivii i przekreśliłem jej jakiekolwiek perspektywy na
przyszłość, to jeszcze dostałem dobrze płatną pracę. Super!
W końcu... nie ma tego złego,
co by na dobre nie wyszło.