sobota, 4 października 2014

Rewolwer

     Lufa rewolweru skierowana wprost na mnie. Kąciki moich ust pomalowanych na krwistoczerwony kolor niespiesznie wędrują ku górze. Jestem twardą kobietą, mówię sobie w myślach. Nigdy nie pozwolę sobie na to, aby ktoś przejął nade mną kontrolę. Czuję się jak pani wszechświata; nie robię sobie nic z wymierzanej broni w moim kierunku. Mój oddech jest spokojny, chociaż czuję odrobinę adrenaliny krążącej w moich żyłach. A mój uśmiech nadal wyraża bezgraniczną pewność siebie. Jestem kuloodporna. Nieśmiertelna. Mocna i nie do zwyciężenia. Swój wzrok przenoszę na gniewne oczy mężczyzny. Patrzę na niego i posyłam tym razem uśmiech pełen kpiny.
     Tak naprawdę jestem zwykłą i słabą kobietą. Ten mężczyzna mógłby zrobić ze mną wszystko. Jednak najważniejsze jest to, aby nie dać mu tego do zrozumienia.
     Widzę, jak jego dłoń nieznacznie drży pod wpływem mojego spojrzenia. Triumfuję w myślach, gdyż jego wahanie to początkowa namiastka mojego zwycięstwa. Wbijam w niego swój stalowo szary wzrok, a moje tęczówki są niczym srebrne i błyszczące ostrza sztyletów, kierowane prosto w jego postawną osobę.
     Czuć w powietrzu atmosferę niepewności. To zastanawiające; przecież to on ma broń, a ja jestem jedynie marnym celem. Dlaczego miałby być niepewny swojej wygranej?
     Nie spuszczam z niego wzroku. Jedynym dźwiękiem jest moje przyspieszone bicie serca i jego spokojny oddech. O tym, że nieprzerwanie upływa czas świadczy tylko miarowe tykanie zegara powieszonego na ścianie.
     - Czego ode mnie oczekujesz? - Z moich ust padają te słowa, burząc tym samym niezmąconą ciszę pomiędzy nami. Jestem niezwykle spokojna i pewna siebie, pomimo całej sytuacji. Mężczyzna nadal kieruje rewolwer w moją stronę.
     - Chciałbym tylko, abyś opowiedziała mi historię. Podobno jesteś w tym dobra.
     Nie czuję zaskoczenia spowodowanego nietypową prośbą. Uśmiecham się tylko z zadowoleniem. I zaczynam mówić, nie zwracając uwagi na groźne oczko lufy, która jest we mnie wymierzona.
     - W niewielkim pomieszczeniu znajdują się dwie osoby. Jest to mężczyzna, który kieruje swój pistolet w stronę bezbronnej kobiety. Między nimi panuje cisza mącona jedynie jednostajnym tykaniem zegara. Mężczyzna prosi kobietę, aby opowiedziała mu historię. Ta zaczyna mówić, kiedy nagle słychać pukanie do drzwi...
     Niespodziewanie słyszymy dwukrotne pukanie do drzwi. Zauważam, że mężczyzna jest skołowany, chociaż z pewnością uznaje pukanie za zwykły zbieg okoliczności.
     - Otwórz. I spław go, ktokolwiek to będzie! - mówi mężczyzna, nadal unosząc rewolwer w moją stronę.
     Ja kieruję się w stronę drzwi, stukając o podłogę swoimi obcasami. Otwieram, a moim oczom ukazuje się... listonosz.
     - Dzień dobry. Polecony do pani.
     Dziękuję tylko i podpisuję kwitek. Ręka, w której trzymam długopis, nie drży.
     - Czy mógłbym napić się u pani kawy? Dzisiejsza pogoda nie należy do najładniejszych -  prosi mnie listonosz, uśmiechając się do mnie i sięgając powoli dłonią w kierunku wnętrza swojej torby.
     - Nie wydaje mi się, żeby to... - Moją wypowiedź przerwał widok spluwy, którą trzyma w dłoni listonosz.
     Bez dalszych słów kolejny, uzbrojony mężczyzna wchodzi do mojego mieszkania. Podchodzi do mężczyzny i kieruje broń w moją stronę.
     - Opowiadaj! - rzuca nagle listonosz.
     - I tym razem bez jakiegoś pukania do drzwi - dodaje pierwszy mężczyzna, nadal niestrudzenie wymierzając we mnie pistolet.
     Unoszę bezbronnie dłonie w górę, mając przy tym rozbawiony uśmieszek. Podchodzę potem do barku i sięgam po cienkiego papierosa. Zapalam go i zaciągam się jego dymem. Pomiędzy nami panuje cisza; słychać jedynie tykający zegar. Zaczynam swoją opowieść.
     - W niewielkim pomieszczeniu znajdują się trzy osoby. Są to dwaj mężczyźni, którzy kierują swoje rewolwery w stronę bezbronnej kobiety. Ona zapala cienkiego papierosa i zaciąga się, rozkoszując się jego smakiem. Między ludźmi panuje cisza mącona jedynie jednostajnym tykaniem zegara. Mężczyźni proszą kobietę, aby opowiedziała im historię. Ta zaczyna mówić, kiedy nagle słychać pukanie do drzwi...
     - Miało nie być pukania do drzwi! -  huka pierwszy mężczyzna, patrząc na mnie tak, jakby chciał mnie zabić wzrokiem zamiast po prostu zastrzelić.
     I nagle słyszymy pukanie do drzwi. O cholera.
     - Nie waż się kogokolwiek wpuszczać - mruczy groźnie listonosz.
     Ruszam do drzwi, śmiejąc się melodyjnie pod nosem. Czuję na sobie skierowane spluwy w moją stronę, jednak nie dbam o to. Otwieram i widzę kolejnego mężczyznę.
     - Witam panią. Jestem z gazowni. Chciałem sprawdzić szczelność instalacji gazowej w pani mieszkaniu.
    Bez najmniejszego wahania i przekraczając wszelkie bariery ostrożności pozwalam, aby ten mężczyzna przekroczył próg mojego domu.
     Pan z gazowni zatrzymuje się nagle i również wyciąga z kurtki swoją broń.
     Świetnie. Trzy rewolwery skierowane na mnie. Ponownie wsuwam papierosa do ust, by się zaciągnąć. Wypuszczam po chwili dym, niedowierzając w tą całą sytuację.
     - Proszę opowiedzieć... - zaczyna pan z gazowni, a ja mu przerywam.
     - W porządku! W niewielkim pomieszczeniu znajdują się cztery osoby...
     - Nie. Masz kontynuować, rozumiesz?! Bez żadnego, cholernego pukania do drzwi! - ryczy pierwszy mężczyzna.
     - Obawiam się, że nie znam zakończenia tej historii... - przyznaję z nieznaną mi dotąd skruchą.
     Słyszę charakterystyczne dźwięki trzech po kolei odbezpieczanych rewolwerów.

3 komentarze:

  1. Stać ze śmiercią wi za wi z takim spokojem. Nadal jeszcze mieć nadzieję. To opowiadanie jest krótkie ale za to świetne. Podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry shot :)
    Bohaterka nic sobie nie robi ze śmierci, bo wie, że może ją kontrolować, jest też na nią gotowa.
    Bardzo dobre opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń