Anthony Murray przyglądał się
kobiecie, której życie zależało od niego. Mógł je zrujnować, ale ona mogła mu
odpłacić tym samym.
Melissa Morris była wyjątkowo
piękna. Wyglądała olśniewająco w śnieżnobiałej sukni ślubnej, którą miała na
sobie. Siedziała bez ruchu, a wokół niej krzątał się tłumek kobiet. Tony
wyregulował lornetkę, aby lepiej widzieć. Melissa była zmysłowo zbudowana -
bliska ideału. Promienie słońca rozświetlały jej blond włosy i dodawały złotego
blasku.
Anthony rozmyślał co mógłby robić
z taką kobietą w łóżku. Chciał ją mieć, zbadać każdy kawałek jej ciała i choć
nie miał co do tego wątpliwości - sprawdzić czy reszta dorównuje urodą jej
twarzy. Tak, zdecydowanie chciał zobaczyć ją nago. Znał ten typ kobiet. W łóżku
potrafiły być boginiami seksu z niespożytą energią.
Jedyną wadą Melissy było to, że
się sprzedała. Zmusiła go tym do działania, bo nie pozwoli, aby związała się z
Dorianem McLevis’em.
- Tony.
Szept, który usłyszał za plecami
przywrócił go do rzeczywistości. Zacisnął pięści, a usta ułożył w cienką
kreskę. Nigdy nie zdarzyło mu się, aby kobieta zawładnęła jego myślami do tego
stopnia, aby zapomniał, jaki ma cel. Przez wszystkie lata od kiedy został
dowódcą Królewskich Sił Specjalnych, żadna nie zawróciła mu w głowie do tego
stopnia. Anthony spojrzał po raz ostatni na kobietę. Jej uroda była wielkim
kłopotem, ale teraz musi skupić się na zadaniu.
Schował lornetkę i myślał o
przeszkodach, jakie ma do pokonania. Dziesięciu strażników. Sześciu przed
budynkiem, dwóch przed kaplicą i dwóch niedaleko sypialni Melissy. Powolnym
ruchem spojrzał na zegarek i gestem dał znak mężczyznom, którzy mu towarzyszyli.
Zaczną akcję za piętnaście minut.
Anthony próbował przypomnieć
sobie twarz kobiety Morrisów. Była podobna do maski - bez uczuć i emocji. Oczy
miała spuszczone. Anthony zauważył delikatne drżenie jej warg. Zdenerwowanie?
Wzruszenie? Raczej nie. To do Melissy nie podobne. Modlitwa dziękczynna? Bardzo
prawdopodobne.
Uśmiechnął się. Modlitwa nic tu
nie pomoże. Za chwilę zostanie uprowadzona. Ten dzień nie zakończy się tak jak
sobie zaplanowała.
- Już czas - powiedział Tony. -
Ta kobieta nie może poślubić Doriana McLevis’a. Musimy zrobić wszystko, aby do
tego nie dopuścić.
Anthony nie czekał na odpowiedź,
tylko ruszył przed siebie. Mógł polegać na swoich ludziach i ufać im. Postąpi
źle, ale robi to z konieczności. Ze szczerych i szlachetnych pobudek porwie
innemu mężczyźnie pannę młodą.
Melissa siedziała cicho, wokół panował chaos. Jedynym jej
marzeniem było, aby zdarzył się cud. Chciała, aby ktoś przyszedł jej z pomocą,
aby ten koszmar się skończył. Chciała uciszyć jazgoczące kobiety, chciała
zostać sama, aby pomyśleć i uspokoić się trochę. Gdyby stawka nie była nie była
tak wysoka, uciekłaby. Tak bardzo nie chciała tego ślubu…
Wszystko
działo się tak szybko. Ostatnie tygodnie były pasmem nieszczęść i niepowodzeń.
Melissa nie protestowała, choć jedynymi rzeczami jakie słyszała były ciągłe
polecenia. Nie miała czasu na protesty. Poddała się. Zrobiła to, ponieważ nie miała wyboru.
-
Księżniczko Melisso. Musi pani iść do kaplicy. Już czas.
- Nie
jestem księżniczką.
- Wasza
Wysokość…
Kobieta
posłała Melisie smutne spojrzenie. Lady Ellie znała jej sytuację i współczuła młodej kobiecie.
Melissa
była bliska płaczu. Bała się, nie mogła zapanować nad drżeniem warg. W jej
oczach zalśniły łzy, ale nie pozwoliła im płynąć. Zebrała się w sobie na chwilę
i wypowiedziała jedną prośbę.
-
Chciałabym zostać przez chwilę sama.
- To
niemożliwe.
Słyszała
to tak często. Przymknęła na chwilę powieki, wzięła głęboki oddech, a tłumiony
szloch wstrząsnął jej ramionami. Jednak nawet teraz nie płakała. Musiała
wyglądać pięknie. Idealnie, bo on tego oczekiwał. Jej przyszły… mąż. Melissa
pokręciła przecząco głową. To nie może być prawda. Dorian - jej największe
przekleństwo. Za chwilę zostaną złączeni na zawsze. Nie będzie odwrotu.
Spojrzała stanowczo na Ellie.
- Muszę
zostać sama.
- Jego
Wysokość wydał rozkaz. Jasno z niego wynika, że nie możemy opuścić Pani ani na
chwilę.
-
Potrzebuję chwili samotności. Jestem pewna, że mój przyszły mąż - wypowiedziała
to słowo z wielkim trudem - pozwoliłby mi na to.
Ellie
rozejrzała się spłoszona. Ta kobieta wszędzie widziała podstęp. Melissa
natomiast zauważyła, że odnosi małą przewagę nad służącą.
- Tylko
pięć minut. Strażnik będzie czuwał.
Służąca
nie była przekonana do tego pomysłu, ale nie chciała narażać się na
nieprzyjemności. Jeżeli Melissa mówiła, że Jego Wysokość by się zgodził, to
pomimo wydania rozkazu, pewnie pozwoliłby na to małe ustępstwo.
- Ale
tylko pięć minut.
Ellie wraz
z innymi kobietami opuściła pokój Melissy.
Przyszła
panna młoda cieszyła się, ale tylko przez chwilę… Bo tak naprawdę, co mogła
zrobić przez pięć minut? Wstała i powolnym krokiem skierowała się na balkon.
Przesunęła po poręczy i zapatrzyła się w roztaczający krajobraz. Kilka godzin
wcześniej padał deszcz. Teraz świeciło słońce. Tęcza połyskiwała żywymi
kolorami. Melissa spojrzała na nią smutno. Przypomniało jej się, jak kiedyś jej
mama opowiadała, że na końcu tęczy znajdzie swoje szczęście. Teraz jest już na
to za późno. Strażnik stał kilka kroków za Melissą i pilnował jej. Czuła jego
obecność. Mężczyzna nie zadawał pytań, był cicho i to sprawiło, że w
przeciwieństwie do rozgadanych kobiet jego osoba nie była uciążliwa. Melissa
starała się uspokoić. Szukała jakiegokolwiek wyjścia.
Wszystko
zaczęło się od listu, który otrzymała. Było w nim zapisane błaganie o pomoc.
Musiała pomóc Nancy. W kopercie był bilet. Bez zastanowienia wsiadła w samolot.
Nie wiedziała, że na miejscu zostanie zmuszona do ślubu i wplątana w rozgrywki
polityczne. Teraz musi poślubić Doriana, aby pomóc matce.
- Już
czas.
Tym
razem Melissa wiedziała, że nie ucieknie przed przeznaczeniem. Wolnym ruchem
odwróciła się do strażnika. Dzieliła ich niewielka odległość. Cisza panująca w
pomieszczeniu została przerwana świstem strzału. Strażnik osunął się na ziemię.
Melissa zaskoczona spojrzała w stronę drzwi. Niewiele ujrzała, ponieważ w tej
samej chwili silna ręka napastnika objęła ją w pasie. Drugą zasłaniał jej usta,
aby nie krzyczała.
Melissa
przez chwilę była zdezorientowana i pozostała bez ruchu. Dała się nieść
nieznanemu mężczyźnie. Kierowali się w stronę drzwi. Po chwili oprzytomniała na
tyle, że zaczęła się wyrywać i kopać. Zawsze celnie, ale na mężczyźnie nie
robiło to wielkiego wrażenia. Wyprowadził ją na dwór. Nie zwalniając uścisku
skierowali się w stronę samochodu. Wyszła z niego kobieta w sukni, która
przypomniała tą Melissy. Włosy też miała podobnie ułożone. Przez chwilę obie
panie mierzyły się wzrokiem.
-
Obiecaj, że nie będziesz krzyczeć.
Szept
przy uchu należał do mężczyzny, który ją uprowadził. Mel nieznacznie kiwnęła
głową. Anthony lekko zaskoczony jej uległością pomału przesuwał dłoń w dół.
Zatrzymał ją chwilę na brodzie kobiety, a gdy ta nie wydała z siebie nawet
najmniejszego pisknięcia, dołożył rękę do tej, która trzymała ją w pasie. Głowę
położył na ramieniu kobiety i nie spiesząc z wyjaśnieniami zaciągnął się
słodkim różanym zapachem jej perfum. Melissa spięła się i próbowała wyrwać, ale
bezskutecznie.
- Nic z
tego księżniczko.
- O co
chodzi? Dlaczego?
Melissa
zadawała pytania. Była przestraszona.
- To
moja siostra. Pójdzie za ciebie do kaplicy. A ty pojedziesz ze mną. I nie
próbuj uciekać, bo spotka cię za to kara.
- Nadal
nie rozumiem…
- Nie
musisz… Masz robić to co ci każę. A ty - Anthony spojrzał na siostrę z miłością
- nie musisz tego robić.
- Wiem,
ale mam powody. Idę zanim zauważą jej zniknięcie.
Melissa
przez chwilę patrzyła za kobietą, która pewnym krokiem szła do kaplicy. Cała
sytuacja była tak dziwna, że zapragnęła aby uciec.
- Więc
zostaliśmy sami księżniczko. Mam dla ciebie pewną propozycję. Jeżeli obiecasz,
że nie uciekniesz, to cię puszczę.
-
Dobrze.
Melissa
poczuła, że ucisk się zwalnia. Oderwała się od mężczyzny, jakby parzył, zrobiła
jeden krok do przodu i spojrzała w jego twarz. Zielone oczy dodawały mu
tajemniczości. Mocno zarysowana szczęka była symbolem męskości, którą
niewątpliwie posiadał. Patrzyła na niego z zainteresowaniem, ale po chwili
rzuciła się biegiem do ucieczki. Anthony wiedział, że kobieta nie odpuści i
będzie próbowała swoich sił w bieganiu, wyjął z furgonetki torbę i pobiegł za
księżniczką. Zdawał sobie sprawę, że nie mają wiele czasu na wyjazd z księstwa
Doriana. Melissa biegła ile sił w nogach, straciła trochę czasu na początku,
ponieważ biegła w szpilkach, później pozbyła się butów i przyspieszyła. Anthony
po kilku sekundach dogonił uciekinierkę i złapał ją w pasie powodując
kontrolowany upadek. Mężczyzna przyjął na siebie impet uderzenia. Spojrzał w
twarz Melissy.
-
Nieładnie księżniczko. Zrozum wreszcie, że jesteś pionkiem w grze, która cię
nie dotyczy. Muszę cię usunąć z tej rozgrywki.
W tym
momencie serce Melissy zatrzymało się na chwilę. Usunąć oznacza…?
-
Chcesz mnie zabić?
Mężczyzna
parsknął śmiechem. Coraz bardziej podobała mu się uciekająca księżniczka.
- Nie
chcę cię zabić. Myślę, że słowo uprowadzić lepiej odda istotę sprawy. Ale teraz
mamy inny problem.
- Jaki?
Mel
próbowała opanować drżenie głosu, ale nie udało jej się to. Patrzyła pytająco w
oczy Tonego.
- Twoja
suknia ślubna. Zdejmij ją.
- Nie
mogę, nie chcę.
- Za
bardzo zwraca uwagę. Nie targuj się. Mam tu coś zastępczego.
Anthony
otworzył torbę i wyjął z niej zwykłą koszulkę, bluzę z kapturem i dżinsy.
-
Zdejmij.
- Nie
mogę. Zamek się zaciął.
Ledwo
dosłyszalny szept Melissy wywołał nikły uśmiech na twarzy mężczyzny. Nie mając
lepszego pomysłu chwycił materiał sukni i rozdarł go. Po lesie rozległ się
odgłos rozdzieranej tkaniny. Melissa ciągle leżąc skrzyżowała ręce na
piersiach. Miała stanik, ale nie chciała żeby obcy mężczyzna widział ją w samej
bieliźnie.
-
Zadowolony jesteś?
-
Raczej zdegustowany. To była konieczność. Przebierz się.
Podał
Melissie wcześniej wyjęte rzeczy i ukradkiem patrzył jak w pośpiechu zakłada
ubrania. Gdy skończyła spojrzała na niego obrażonym wzrokiem i wysoko uniosła
głowę. Stała dumnie wyprostowana, choć na jej policzki wypłynął zdradziecki
rumieniec.
- Taka
ładna i się obraża…
Anthony
podszedł do Melissy i popchnął ją lekko tak, że plecami była oparta o drzewo.
Tony przywarł do niej, co spowodowało, że kora wbiła się boleśnie w plecy
kobiety. Syknęła, ale mężczyzna nie odsunął się ani na milimetr. Zaczął ją
całować. Początkowo Mel była bierna i nie podejmowała gry. Z czasem sama wyszła
mu naprzeciw i chętnie odpowiadała na pieszczotę z rosnącym podekscytowaniem.
Jeszcze żaden mężczyzna nie wyzwolił w niej tyle emocji. Anthony był
doświadczony, to odróżniało go od jej poprzednich partnerów. Wprawny język
doprowadzał ją do obłędu. Ciepłe usta działały na nią i koiły. A ręce, które
jakimś cudem znalazły sobie miejsce pomiędzy ciasno splecionymi ciałami
ciągnęły do granic wytrzymałości.
Tony
przerwał pocałunek, choć przyszło mu to z trudem i pociągnął kobietę w stronę
furgonetki. Po chwili otworzył tylne drzwi i wepchnął ją do środka. Sam zajął
miejsce za kierownicą. Melissa usłyszała dziwny dźwięk i zobaczyła jak wysuwają
się blokady w samochodzie. W tym samym czasie mężczyzna wyregulował lusterko i
zauważył pytające spojrzenie księżniczki.
-
Ostrożności nigdy dość. Już próbowałaś mi uciec.
Odpalił
silnik. Droga, którą jechali nie była przyjemna. Kręta, wyboista. Melissa bała
się, że będzie miała siniaki od tego rajdu. Wolała przemilczeć też to, że kilka
razy omal nie spadła z siedzenia na podłogę.
- Muszę
wracać. On ma moją mamę.
-
Mogłabyś już przestać udawać, że ci na niej zależy… Przecież oboje wiemy, że
chodzi ci o koronę.
Zabolało,
ale nie dała po sobie tego poznać.
-
Mylisz się. Moja…
-
Naruszyłaś równowagę polityczną mojego kraju.
- Nie obchodzi
mnie polityka.
- Za to
sława i pieniądze owszem.
Melissa
wiedziała, że z tym upartym facetem nie wygra, więc zmieniła temat.
- Gdzie
jesteśmy?
- W Cobisie.
Niestety,
ale nic jej to nie powiedziało. Samochód się zatrzymał.
-
Dlaczego tu?
Nie
otrzymała odpowiedzi. Zauważyła, że Anthony szuka czegoś w kieszeni, po chwili
wyjął klucze. Bez słowa skierował się w stronę domu. Melissa niepewnie poszła
za nim. Rozglądała się uważnie. Domek był duży, biały. Po wejściu do środka nie
odczuła przepychu ani bogactwa. Urządzony był raczej skromnie. Jadalnia,
kuchnia, salon i biblioteczka - to były pomieszczenia, które zauważyła po
wejściu.
-
Chcesz coś zjeść?
- Nie,
dziękuję. Nie jestem głodna.
- W
takim razie pokażę ci twój pokój. Chodź.
Stanęła
przed drzwiami i delikatnie nacisnęła klamkę. Jej sypialnia była przestronna,
łóżko duże. Skierowała się w jego stronę i usiadła na krawędzi. Nadal nie
mieściło jej się to w głowie. Jak to możliwe.. Przecież jest zwykłą agentką
nieruchomości, a nie księżniczką. Szybkim krokiem wyszła z pokoju i przeszła do
kuchni. Miała nadzieję, że spotka tam Anthonego. Nie pomyliła się, siedział przy
stole i jadł chleb.
-
Jednak zgłodniałaś?
- Nawet
nie wiem jak masz na imię.
-
Racja. Anthony.
- Więc
Anthony.. Ja nie jestem księżniczką. Jakiś facet ma moją mamę. Muszę jej pomóc.
Rozumiesz? Wypuść mnie.
-
Niestety jest to niemożliwe, księżniczko. - Celowo zaakcentował ostatni wyraz. -
Twoja matka wyszła za ówczesnego króla mojego kraju. Później wyjechała,
oczywiście po rozwodzie z twoim ojcem. On już nie żyje a z tego wynika, że
jesteś jedyną dziedziczką.
- Ale
ja nie chcę nią być.
-
Biedna… Opowiem ci coś. Usiądź - ręką wskazał krzesło stojące naprzeciw. - Mój
kraj od zawsze był podzielony. Na początku na cztery części. Później na dwie
północną i południową. Północną włada McLevis, południowa jest twoja. Jeżeli
byście się pobrali całość przeszła by we władanie tego pasożyta. Nie pozwolę na
to!
- I
będziesz mnie tu trzymał?
- Tak.
Do Wielkiego Plebiscytu. Muszę mieć pewność, że on nie wygra.
- Więc
ile tu będę? Moja mama nie ma czasu.
-
Wybory odbędą się za dwa miesiące.
- Nie
mogę tu tyle zostać.
Melissa
poczuła strach. Matka nigdy nie mówiła jej o ojcu. Nawet nie napisała w liście
co ją czeka po przyjeździe do tego kraju. Nie wiedziała, że będzie zmuszona do
ślubu. Chciało jej się płakać. Do tego jeszcze ten Anthony, którego widok
działał na nią tak mocno. Czuła rosnące pożądanie, gdy był blisko. Nie chciała
tego uczucia.
- Przez
najbliższy czas to będzie twój dom. Przyzwyczaj się do tej myśli. - Anthony
wrócił do jedzenia, uważał rozmowę za zakończoną. Melissa wróciła do swojego
pokoju. Po chwili zorientowała się, że na szczęście jest on połączony z
łazienką. Weszła do niej i odetchnęła z ulgą, bo w środku było pełne
wyposażenie. Wzięła prysznic i w szlafroku wyszła do sypialni. Położyła się na
łóżku i patrzyła w sufit. Piętnaście minut później drzwi pokoju otworzyły się i
pokazał się w nich Anthony. Zachowywał się swobodnie.
- Co ty
robisz? - zapytała Melissa, gdy zamknął pokój na klucz.
- Idę
się wykąpać. A później będziemy spać. - Odpowiedział swobodnie i skierował się
w stronę łazienki.
- Ale
gdzie ty będziesz spał? - spytała z lekką irytacją.
- W
swoim łóżku. - spojrzał wymownie na Melissę.
- Ale
tu jest tylko jedno.
- Ono
jest moje. A ty będziesz spała ze mną w jednym łóżku. - Patrzył z satysfakcją
jak źrenice księżniczki robią się coraz większe. - Powiedziałem, że to twój
pokój, ale cóż.. tak wyszło, że on jest nasz. Nie pozwolę, abyś mi uciekła.
- Nie
będę z tobą spać.
-
Będziesz ze mną spać. Ale nic więcej, będziemy leżeć koło siebie, ot co. No i
będę cię mocno trzymał, gdybyś jednak próbowała ucieczki. I oczywiście jestem
do twojej dyspozycji gdybyś chciała czegoś więcej.
Melissa
z niepokojem leżała na łóżku i słuchała równomiernego szumu wody. Zesztywniała,
gdy zrobiło się cicho. Anthony wyszedł i spojrzał na zwiniętą w kłębek kobietę.
Uśmiechnął się pod nosem i położył po swojej stronie. W tym momencie Melissa
wyskoczyła z łóżka.
- To
bez sensu.
- Nie
będę z tobą spać.
- Chodź
tu. - Odsunął kołdrę i przejechał dłonią po jeszcze ciepłym miejscu. - Nie bój
się. Oboje jesteśmy zmęczeni. Musimy odpocząć.
Melissa
podeszła do łóżka. Była senna i choć nie chciała spać w jednym łóżku z Tonym,
jak nazywała go w myślach, zwinęła się w kłębek na skraju łóżka. Anthony objął
ją w pasie i przysunął do siebie. Czuł jak jej ciało się spina, ale po
kilkunastu minutach usłyszał jej miarowy oddech. Za dużo wrażeń jak na jeden
dzień, pomyślał. Jednocześnie ubolewał, że taka bliskość z księżniczką zapewni
mu bezsenną noc.
Melissa obudziła się słysząc przytłumioną rozmowę. Rozejrzała
się po pokoju i spostrzegła, że Tony siedzi na fotelu naprzeciw łóżka.
Rozmawiał przez telefon, jego twarz była spięta. Gdy skończył, spojrzał na
księżniczkę twardym wzrokiem.
-
Ubieraj się - rzucił szybko. - Ludzie McLevis’a nas wytropili. Musimy uciekać.
Nie
trzeba było jej dwa razy powtarzać. Zerwała się z łóżka i w pośpiechu nakładała
ubrania. Nie zwracała większej uwagi na mężczyznę, ale on choć przyszło mu to z
trudem nie patrzył na Mel. Pokusa była silna, ale chciał zdobyć jej zaufanie.
Nie udałoby mu się to gdyby bezczelnie się na nią gapił.
W
samochodzie księżniczka poruszyła temat, który ją intrygował od czasu uprowadzenia.
Anthony przez chwilę milczał.
-
Oczywiście, że się o nią martwię. To moja sistra - odpowiedział i posłał
Melissie ukradkowe spojrzenie.
- A
jeżeli Dorian coś jej zrobi?
- Nie
sądzę. Nic by nie zyskał tym krokiem.
-
Kontaktowałeś się z nią?
Anthony
odetchnął i ze świstem wypuścił powietrze.
-
Dzwoniłem, ale nie odbiera.
Kobieta
zamyśliła się. Patrzyła przez okno na mijany krajobraz. Żałowała, że wszystko
tak się potoczyło. Była zdana na łaskę Anthonego. Nie znała miejsca, po którym
Tony poruszał się z niebywałą lekkością i biegłością. Dla niej wszystko było
nowe, pierwsze.
Nie
zwracała uwagi na czas, jaki zajęła im podróż. Zatrzymali się przed dużo
mniejszym domkiem, gdy słońce przekraczało horyzont. Melissa wysiadła pierwsza
i patrzyła się na wstające słońce. Magiczny widok. Do rzeczywistości przywołało
ją szarpnięcie za rękę. Syknęła cicho i bez słowa udała się do domku.
- Idź
się odśwież. Tam jest łazienka - wskazał drzwi z prawej strony. - Ja w tym
czasie zrobię śniadanie.
Poszła
bez protestów. Po pierwsze i tak nic by nie dały. Po drugie, chciała się umyć.
Zdziwiło ją to, że domy, do których się udają są zawsze w pełni przygotowane i
gotowe do mieszkania. Weszła pod prysznic i zaczęła rozmyślać o matce. Cały
czas martwiła się o nią. Nie wiedziała jaki wpływ na jej sytuację będzie miała
ta ucieczka. Jak może się zemścić McLevis?
- W
końcu wyszłaś. Zjedz coś, później musimy jechać w dalszą podróż.
- Do
innego domu?
- Może…
Jestem osobą znaną w tych stronach i łatwo się dowiedzieć, gdzie jesteśmy.
Musimy często zmieniać położenie, aby dzisiejsza sytuacja się nie powtórzyła.
Ludzie Doriana nie mogą nas wytropić. Mam kilka kryjówek. I jak zawsze plan B.
Ale wolałbym go nie wprowadzać w życie. To ostateczność, księżniczko.
- A
moja mama? Czy myślisz, że to uprowadzenie, które on weźmie za ucieczkę…
- Nic
jej nie zrobi - nie dał jej dokończyć. - Jestem tego pewny. To by nie było po
jego myśli. Już sam fakt, że chciał cię zmusić do ślubu szantażem,
przetrzymując twoją matkę, działa na jego niekorzyść. Gdyby ludzie się o tym
dowiedzieli…
-
Anthony, czy to oznacza, że będziemy uciekali przez dwa miesiące? Aż do
wyborów? Moja mama nie ma tyle czasu. Tony.. proszę. Musimy ją uwolnić.
Anthony
okrążył stół i przykucnął przed krzesłem, na którym siedziała Melissa.
Przekręcił ją tak, żeby widzieć jej twarz. Wziął jej drobne dłonie w swoje i
przyłożył sobie do twarzy.
-
Przykro mi, księżniczko. Nie dopuszczę, aby przez wasz ślub on doszedł do
władzy nad całym państwem.
Wstał i
pociągnął Melissę za sobą. Złożył na jej słodkich ustach gorący pocałunek. Nie
opierała się. Anthony czuł, jak jej ciało drży, wiedział że mógłby ją mieć tu i
teraz. Melissa poddała się mu całkowicie, nie umiała się oprzeć temu dziwnemu
uczuciu, które w niej wyzwalał. A może nie chciała?
Tony resztą
silnej woli odsunął się od Mel. Czuł zapach jej skóry, owocowy szampon do
włosów, słyszał ciche jęki wydostające się z jej ust, doprowadzały go do
szaleństwa. Kręciło mu się w głowie, ale teraz…
-
Musimy jechać - zaczął co spotkało się z cichym protestem Melissy. Kolana jej
zmiękły i tylko z pomocą Anthonego była w stanie utrzymać równowagę. - Ciii -
przejechał palcem po czerwonych i nabrzmiałych od pocałunku ustach. Spojrzał w
jej oczy i wyczytał w nich niemą prośbę, ale teraz nie mógł jej spełnić.
Pocałował ją ostatni raz w usta, które nadal były lekko rozchylone i prawie
biegnąc pociągnął Melissę do samochodu.
Przez
całą drogę nie zamienili ani słowa. Księżniczka była zajęta swoimi myślami. Tym
razem nie zajmowała ich matka, tylko Anthony. Zdumiewające, co takiego ten
mężczyzna posiada? Jak to możliwe, że za każdym razem kiedy ją całuje zapomina
o całym świecie? Obrazy dookoła rozmazują się i liczy się tylko on.
W
pewnym momencie samochodem szarpnęło, a zaskoczona Melissa boleśnie uderzyła
się o drzwi furgonetki. Spojrzała przestraszona na Tonego, ale mężczyzna
skupiony był na drodze. Jego twarz miała zacięty wyraz. Zwinnie manewrował
pomiędzy uliczkami. Mel nie chciała go rozpraszać, spojrzała w lusterko
wsteczne i zobaczyła dwa czarne land rovery. Jechały w bliskiej odległości,
miały przyciemniane szyby. Nie miała wątpliwości, że to Dorian ich nasłał. Byli
coraz bliżej, serce Melissy biło coraz szybciej. Spostrzegła, że z samochodu,
który jechał jako pierwszy przez okno ktoś się wychyla. Nie znała go, ale
zmroził ją widok pistoletu maszynowego, który trzymał w ręce. Krzyknęła, gdy
usłyszała pierwszy strzał. Później padły kolejne, Melissa skuliła się i
ześlizgnęła na podłogę. Anthony przyspieszył, o ile było to możliwe. Nadal nic
nie mówił.
Tony
zarejestrował ruch w samochodzie i domyślił się, co się stało. Ta kobieta,
wychowana w spokoju, nigdy nie była świadkiem strzelaniny. Teraz była przyczyną
całego zamieszania. Mógł podejrzewać, że przestraszyli ją do granic możliwości.
Świadczyło o tym chociaż to, że płakała na podłodze rozpędzonego samochodu z
kolanami podciągniętymi pod brodę. Anthony chciał ją zapewnić, że nic jej nie
grozi, bo furgonetka jest kuloodporna, ale usłyszał znajomy dźwięk
helikopterów. To jego ludzie. Teraz na pewno uda mu się szybko zgubić
niechcianych łowców. Zaczęli ostrzał z powietrza. Tony z uśmiechem patrzył jak
kierowca pierwszego samochodu traci nad nim kontrolę i zjeżdża do rowu. Z
drugim autem było trochę więcej problemu, ale i ten po pewnym czasie zatrzymał
się. Spod maski samochodu wydobywał się dym.
Anthony
skręcił w prawą uliczkę i z piskiem opon odjechał. Przez całą drogę mówił
spokojnym głosem do Melissy, ale kobieta nie dała się namówić na opuszczenie
bezpiecznego schronienia.
Zatrzymał
furgonetkę przed trzecim już domem. Nie był to jego kolejny cel, ponieważ
chciał jechać bardziej na południe, ale nie miał wyjścia. Po tej nieudanej
obławie musiał jechać jak najdalej. Podszedł do drzwi od strony pasażera.
Otworzył je i wyciągnął rękę w stronę Melissy. Ta jednak zaczęła kręcić głową i
powtarzając w kółko „nie, nie” odsunęła się w głąb pojazdu.
- Nie
zostawię cię tutaj.. Księżniczko. Ja cię… - ugryzł się w język i podziękował
sobie w myślach za refleks. - Proszę. Na razie nic nam nie grozi. Nie bój się.
- Nie,
nie.. - powtarzała jak mantrę. Anthony zrozumiał, że po dobroci nic nie
osiągnie. Wszedł do samochodu i wziął Melissę na ręce. Kobieta zaczęła się
szarpać. Krzyczała, kopała, ale on nic sobie z tego nie robił. Wiedział za to,
że jest bardzo zdenerwowana. I przerażona. To wyzwoliło z niej siłę, o którą by
jej nie podejrzewał.
-
Idziemy do domu. - Szepnął cicho. Przeniósł ją przez ogród, który odurzał
zapachem świeżych kwiatów.
Dopiero
w salonie postawił Melissę na podłogę. Kobieta zaczęła okładać go pięściami.
Pozwalał jej na to. Nie uchylił się od żadnego ciosu. Po pewnym czasie
księżniczka opadła z sił i z cichym szlochem oparła głowę na jego piersi.
Anthony objął ją delikatnie i rozkoszował się zapachem jej włosów. Melissa
słuchała spokojnego, równego bicia serca Tonego. Jego spokój zaczął ją
napełniać. Nie umiała powstrzymać łez, które niezmienionym tempem wydobywały
się z jej oczu. Oddychała spokojnie. Powoli odsunęła się od Tonego.
- Już
dobrze. - Zapewniła i otarła łzy. Wychodziło jej to dość nieskładnie, Tony
patrzył na nią z nieskrywaną lubością. Wyglądała jak mała, zagubiona
dziewczynka. Podszedł do niej i pocałował ją. Scałował też łzy, które ponownie
nie wypłynęły. Znowu poddała się.
-
Musimy porozmawiać.
- O
czym? - zapytała lekko oszołomiona.
- O
naszym ślubie.
-
Naszym czym…?
-
Pomyśl, McLevis nie da ci spokoju, dopóki będziesz sama. Ślub ze mną może
rozwiązać wiele problemów.
- A
skąd pewność, że ja cię chcę?
- Widzę
jak na mnie reagujesz. Może nie ma miłości, ale jest pożądanie.
- I
myślisz, że tak po prostu się zgodzę?
- A
wolisz może Doriana? Za kilka miesięcy będziesz mogła poślubić kogo zechcesz.
- Z was
dwóch wolę ciebie, ale…
- Nie
chciałbym cię zmuszać, tak jak on to zrobił, ale… Mamy mało czasu.
- Ile?
- Do
jutra. Jutro w mieście będzie kapłan, który może udzielić nam sakramentu.
Melissa
wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Jak w ciągu kilku godzin ma zdecydować czy
chce mieć męża. To jest taka dziwna gra. Zasady nie do pojęcia. Kto je wymyśla?
Los? Życie? Niespodziewanie w głowie Melissy pojawił się pewien pomysł. Też
mogła na tym coś zyskać.
-
Zgodzę się na ślub, ale pod warunkiem, że uwolnisz moją matkę.
Anthony
stał przez chwilę i udawał, że się zastanawia. Znał odpowiedź, jakiej udzieli.
Nie spodziewał się, że pójdzie mu tak szybko. Nie pomyślałby, że Melissa się
zgodzi.
-
Dobrze. Niech będzie. Wyjdziesz za mnie a ja uratuję twoją matkę.
Szeroki
uśmiech zagościł na twarzy Mel. Jednak pomoże swojej matce. Była tak
szczęśliwa, że rzuciła się w objęcia przyszłego męża. Jakoś trudno było jej o
nim tak myśleć. Pocałowała go w usta i zawstydzona swoją śmiałością,
zarumieniła się i spuściła oczy. Anthony chwycił ją za brodę i zmusił aby na
niego spojrzała. Zobaczyła w jego oczach coś co sprawiło, że jej serce zaczęło
szalony galop. Nie tylko pożądanie, ale i miłość? Czy tylko sobie wymyśla, bo
to jest coś co chciałaby zobaczyć. Chwila. Stop. Jak to? Czy zakochała się w
tym przystojnym mężczyźnie? Kiedy? Jak mogła przegapić ten moment. Potrzebowała
kogoś, kto będzie się nią opiekował, a Tony jej to dawał. Przez te kilka
tygodni pokazał jej, że umie poradzić sobie w wielu sytuacjach i nie zrobi nic
czego ona by nie chciała. Do tego jak on ją całuje to nic innego nie ma
znaczenia. Choćby się waliło i paliło nie była w stanie przerwać tej słodkiej
pieszczoty. Jego zapach, taki męski. Oszałamiający. Głos niski, głęboki, zawsze
pewny. Teraz sobie uświadomiła, że wpadła. I nie ma już dla niej ratunku.
- Gdzie
idziemy?
Jej
ochrypły głos zadziałał na niego. Przyspieszył kroku i skręcił do sypialni. Przywarł
do Melissy ustami, jego niecierpliwe ręce znalazły się pod jej koszulką.
Znaczyły palące ślady na skórze. Z jej ust wydobywały się ciche jęki. Tony był
zadowolony z tak żywej reakcji. Długo czekał na ten moment. Żeby ją zdobyć i
sprawić, że będzie jego. Zdjął jej koszulkę, zimne powietrze owiało rozpaloną
skórę Melissy i trochę ją otrzeźwiło.
-
Przestań - powiedziała słabym głosem. Tony widział, że wiele ją to kosztowało.
Jego też, ale nie chciał jej wziąć przemocą. Odsunął się.
-
Dlaczego?
- Boję
się.. Nigdy z nikim nie przekroczyłam tej granicy.
Nie był
zdziwiony tym wyznaniem. Zaskoczyła go tylko ta bezpośredniość. Musi zrobić
coś, żeby nie mogła mu się oprzeć jutro. Będzie jego żoną i chciałby korzystać
z tego w pełni.
Ceremonia
przebiegała bez zakłóceń. Melissa nie była zdenerwowana. Oszołomiona - to słowo
bardziej by pasowało. Gdyby ktoś ją zapytał jak wyglądał jej ślub, nie umiałaby
mu powiedzieć nic. Nawet najmniejszego szczegółu. Cały czas patrzyła na usta
Anthonego, jak wymawiał słowa przysięgi, nie docierał do niej ich większy sens.
Szumiało jej w głowie i niewiele słyszała. O trzeźwym myśleniu nie było mowy. Zauroczona
nie dbała o to co dzieje się wokół.
Tony
zadbał, aby w dniu ślubu Melissa wyglądała pięknie. Na mieście szukał sukni.
Robił to w czapce i okularach przeciwsłonecznych, by go nie rozpoznano, kupił
też obrączki. Z platyny. Jako dowódca Królewskich Sił Specjalnych zarabiał
nieźle i nie zamierzał oszczędzać. Jego garnitur też nie był tani. Jednak efekt
końcowy był wart wszystkich starań. Melissa wyglądała cudownie w białej sukni.
Gdy zobaczył ją pierwszy raz zabrakło mu tchu. Piękna. Zmysłowa. Kobieca.
Wyjątkowa. Jego.
W domu
nawet nie próbował udawać, że odpuści w sprawach łóżkowych. Wiedział, że Mel
potrzebuje tylko impulsu.
-
Chciałbym ci przypomnieć, że jesteś moją żoną - zaakcentował ostatni wyraz. -
Chciałbym korzystać z całego pakietu należącego się mężowi. Mam nadzieję, że nie
masz nic przeciwko - uniósł prawą brew i patrzył na Melissę zadziornym
wzrokiem.
- Ależ
oczywiście, że nie. - Uśmiechnęła się słodko. Chyba aż za słodko. W głowie
Tonego zapaliła się lampka ostrzegawcza.
Tymczasem
Melissa podeszła do zdezorientowanego mężczyzny. Pocałowała go i popchnęła w
stronę łózka. Spodobało jej się to, że przez chwilę mogła przejąć inicjatywę.
Do momentu, w którym nie opuści jej pewność siebie. Usiadła na kolanach Tonego
i całowała go zachłannie.
Anthony
zaskoczony jej inicjatywą poddawał się wszystkiemu co robiła. Sprawiło mu to
przyjemność, dlatego ograniczał się tylko do zataczania kółek na plecach
kobiety. Nie chciał się spieszyć, chciał ją rozpalić i doprowadzić do granicy,
z której nie będzie już odwrotu. Żeby sama chciała i nie uciekła, tak jak
ostatnio.
Melissa
czuła jak zatacza drobne kręgi na jej plecach. Przez jej ciało przebiegały
przyjemne dreszcze, potęgując przyjemne doznania. W pewnym momencie poczuła jak
odpina zamek sukni. Delikatnie badał skórę jej pleców, zaczął przejmować
kontrolę nad ich grą. Z pocałunkami zszedł na szyję i na przemian z całowaniem,
kąsał ją i lizał. Z lubością przysłuchiwał się cichemu pojękiwaniu Melissy.
Wolnym ruchem zdjął jej suknię z ramion, poczuł, że lekko się spięła. Anthony
chciał zmienić pozycję i położył Mel na plecach. Chciał, żeby widziała jak się
rozbiera. Zdjął marynarkę i powoli rozpinał guziki koszuli. Zauważył, że kobieta,
jego żona, przygryzła dolną wargę. Wiedział, że wystarczyłoby jedno jej słowo
i przestałby. Jednak chyba nic takiego się nie stanie, uśmiechnął się
uspokajająco i położył na Melissie. Całował, drażnił, ściągnął jej suknię do
końca.
Melissa
źle się czuła widząc, że tak dużo materiału ich dzieli. Postanowiła zaufać
Tonemu, choć był moment, w którym chciała się wycofać. Ściągnęła spodnie męża i
patrzyła na jego muskularne ciało. Dotykała go śmiało i cieszyła ją każda jego
reakcja, jęk, sapnięcie.
Tony
oszalały z pożądania, czuł, że nie wytrzyma długo dlatego pozbawił ich bielizny.
Całował piersi Melissy i drażnił.
Zaszłam
tak daleko, pomyślała i nie patrząc na protesty przyciągnęła Tonego do siebie.
Nie pozwoliła mu się odsunąć, a on kilkoma ruchami wydobył z jej piersi
niekontrolowany krzyk rozkoszy.
Tony
obudził się w środku nocy i mruknął niezadowolony, ponieważ chciał przytulić
Melissę, a nie było jej w łóżku. Przetarł oczy i poszedł zobaczyć, gdzie
poszła. Znalazł ją na tarasie przed domem. Uśmiechnęła się do Tonego. Jej twarz
rozjaśniał blask księżyca. Miała narzucony na siebie tylko koc, Anthony był
nagi. Mel odchyliła jedną stronę i wykonała zapraszający gest. Mąż miał jednak
inny pomysł i zdjął jej koc z ramion. Później uniósł ją i wszedł jednym ruchem.
Kochali się na tarasie, wolno i zmysłowo.
- To nie jest dobry pomysł, abyś poszła tam ze mną. Nie chcę
cię narażać na niebezpieczeństwo.
Tony
próbował zniechęcić Melissę. Chciał iść po jej matkę sam. Uważał, że bez
kobiety u boku zrobi to szybciej. Sam też będzie się czuł bardziej komfortowo.
Przygotowywał się do wyprawy od kilku dni. Miał potrzebny sprzęt oraz plan
zamku Doriana. Dostarczył mu go jeden z jego podwładnych. Przyglądał mu się
dokładnie i po wskazówkach Mel ustalił położenie jej matki. Znajdowała się
niedaleko wieży północnej, w małej celi.
- Idę z
tobą. Tu chodzi o moją matkę. Ona może być przestraszona, a jak mnie zobaczy,
będzie wiedziała, że jest bezpieczna i otrzyma od nas pomoc. Muszę jechać z
tobą. I obojętnie jakich argumentów użyjesz, pojadę. To jest moje ostatnie
zdanie.
- Żono,
to bardzo nieładnie tak się upierać.
-
Pojadę z tobą, albo sama. Wybieraj.
Anthony
zobaczył na twarzy kobiety determinację pomieszaną z zaciekłością. Bardzo nie
podobał mu się pomysł, aby ją zabierać. Nie wiedział, co może go czekać na
miejscu. Jakie pułapki są w zamku, a nie zostały naniesione na plan. Naprawdę
nie chciał jej narażać. A ten upór…
-
Dobrze, ale będziesz robiła, to co ci powiem.
Nie był
szczęśliwy, że musiał ustąpić. Wiedział jednak, że Mel była gotowa wprowadzić
swój plan w życie. To mogłoby ściągnąć na nich kłopoty.
Melissa
uśmiechnęła się i z zadowoleniem wsiadła do samochodu. Cieszyła się, że zobaczy
mamę. Martwiła się o nią, nie wiedziała jak potraktował ją Dorian po jej
uprowadzeniu. Obiecał, że każde jej zachowanie, które nie będzie zgodne z jego
oczekiwaniami zostanie ukarane. Wszelkie konsekwencje jej zachowania poniesie
matka. Melissa gdyby tylko mogła pospieszyłaby Anthonego, chciała żeby jechał
szybciej. Wierciła się niecierpliwie w siedzeniu, zadrżała lekko, gdy zobaczyła
nikły zarys zamku. Bała się, ale była też podekscytowana. To jej pierwsza akcja
ratunkowa. I tak bardzo ważna. Tony zatrzymał samochód w tym samym miejscu,co ostatnio
gdy porywał Mel, niedaleko lasu. Kobieta bezbłędnie rozpoznała położenie.
Skierowali
się do kaplicy. Z niej było bezpośrednie przejście do zamku.
- A co
z twoją siostrą? Odezwała się? - Pytanie zadała szeptem. Cały czas szła za
Tonym i nie wykonywała gwałtownych ruchów.
- Tak.
Jest w naszym rodzinnym domu. Nic jej nie jest.
Tony
pociągnął Mel za rękę. Nie zdążyła mu odpowiedzieć. Podszedł do jednej ze ścian
i dotknął czegoś. Po chwili było słychać odgłos upadającego przedmiotu.
- To
podstęp.
Po
chwili Anthony sprawdził jeszcze kilka systemów antywłamaniowych i wiedział, że
znaleźli się w pułapce. Ktoś wiedział o ich przybyciu. Wszystkie zabezpieczenia
były wykonane w bardzo prymitywny sposób, nie były przeszkodą.
-
Musimy wracać.
Chciał
pociągnąć Melissę, lecz kobieta zaparła się.
- Nie
pójdę bez matki. Obiecałeś. - Spojrzała pewnie w oczy męża. Zobaczyła w nich
troskę, niepokój i miłość. Poczuła ciepło w okolicy serca, ale nie miała
zamiaru odpuścić.
-
Dobrze. Chodź.
Co ta
kobieta z nim robi. Doskonale wiedział na jakie szaleństwo się porywją, jednak
nie potrafił jej odmówić.
-
Przypomnij sobie czy dobrze idziemy - spytał. Wolał się upewnić, a Mel była w
pałacu przez jakiś czas. Liczył na nią. Po chwili wyprzedziła go i skręciła w
prawo. Zatrzymała się przy starych, drewnianych drzwiach. - Jesteś pewna, że to
te?
- Tak,
na pewno.
Tony
poszukał czegoś w małym plecaku, który wziął ze sobą, po chwili drzwi ustąpiły.
Melissa wbiegła do pomieszczenia i przytuliła się do matki. Anthony też wszedł
do celi. Patrzył przez chwilę na kobiety, chciał im powiedzieć, że czas na
przytulanie będą miały w samochodzie.
Usłyszał za plecami szelest,
odwrócił się. Drzwi zastąpiło kilkunastu wielkich pomagierów Doriana. Mierzył
się z nimi na spojrzenia. Pierwszy cios spadł na niego niespodziewanie. Anthony
nawet się nie skrzywił, ale poczuł siłę uderzenia. Nie bronił się, bo nie
chciał narażać kobiet. Strażnicy widząc jego bierną reakcję chwycili go pod
ręce i wyprowadzili. To samo zrobili z Melissą i jej matką.
Cała trójka stanęła przed
Dorianem. Jego twarz wykrzywił grymas uśmiechu.
- Ciesze się, że przyszliście. -
Zaczął. - Wasz podstęp, prawie się udał. Kobieta, z którą spałem nie była tobą,
księżniczko. - Uważnie obserwował
reakcje kobiet i Anthonego. Twarz mężczyzny stężała. Zaczął się szarpać,
Dorian uśmiechnął się zwycięsko, to oznaczało, że Tony znał kobietę, która
przyszła za Melissę.
- Nie mogłeś… - Anthony szarpiąc
się z trudem łapał oddech. Jak on śmiał dotknąć jego siostrę?
- Spokojnie. I tak uciekła. A mi
zależy na niej. - Podszedł do Melissy i zakręcił sobie kosmyk jej włosów na
palcu. Bała się go, zobaczył to w jej oczach. Podobało mu się to.
- Jej nie zdobędziesz. Ona jest
moją żoną. Jesteśmy małżeństwem słyszysz?! - Wykrzyknął Tony. Zobaczył jak na
twarzy Doriana pojawia się brzydki grymas.
- Więc tak to załatwiliście? A
może ktoś mi zdradzi z kim się ożeniłem? Jestem trochę ciekawy.
- Nigdy - syknął Anthony.
- Strasznie bojowo jesteś
nastawiony.. A wiesz, że mogę cię zamknąć w więzieniu? To jest moja ziemia.
- Byłem na to przygotowany. -
Odpowiedział Tony i puścił McLevis’owi oczko. Wiedział, że tym go zdenerwuje,
ale jego położenie było tak złe, że nie bał się konsekwencji. Dorian udawał, że
nie zauważył gestu.
- A czy ktoś może potwierdzić, że
zawarliście związek małżeński?
- Tak. Możesz zobaczyć obrączki.
Papiery są w kościele głównym. Jesteśmy pełnoprawnym małżeństwem.
Nie było to po myśli Doriana.
Myślał, że to tylko żart i nadal będzie mógł snuć plany o zjednoczeniu państwa
pod jego koroną, ale w takim razie…
- Wypuśćcie ich.
Melissa spojrzała zdezorientowana
na Anthonego, ale on też nie rozumiał za wiele. Wzruszył ramionami. Nie
wiedział co mógłby odpowiedzieć. Poczuł jak ręce trzymające go w uścisku,
puszczają. Mel podeszła do Tonego i przytuliła się do niego.
W samochodzie kobiety dużo
rozmawiały. Księżniczka dowiedziała się, że jej matka przyjechała tu w
poszukiwaniu starej miłości, którą nie był ojciec Melissy. Kobieta kilkanaście
razy przepraszała córkę za to całe zamieszanie. Tłumaczyła, że nie wiedziała
nic o ślubnym szantażu. Dorian obiecał, że pomoże jej odnaleźć dawną miłość.
Jednak matka była jakoś zamieszana w tą sprawę, bo to ona powiedziała
Dorianowi, że Mel zostanie dziedziczką. To musiało go pobudzić do wymyślenia
tego planu. Jednak nie winiła matki za całą sytuację. W końcu ona znalazła
swoje szczęście u boku Anthonego. W innych okolicznościach nie mieliby okazji,
aby się spotkać.
- Spełnij swoje marzenia, mamo.
Pomożemy ci go odnaleźć.
Melissa patrzyła na ciągle świecący się ekran telefonu
Tonego. Zostawił go na stole. Po śniadaniu wyszedł na chwilę z zamku. Mel nie
chciała być wścibska, ale kobieca ciekawość wygrała. Otworzyła jedną wiadomość.
Zmroziła ją jej treść.
Kocham cię. Jesteś najważniejszym mężczyzną w moim życiu.
Poczuła
jak łzy zbierają się jej pod powiekami. Nie spojrzała na nadawcę, tylko
odrzuciła telefon i wybiegła z domu. Nie mogła uwieżyć w to, że Tony mógłby ją
zdradzić. Dlaczego? Z kim? Kiedy przestała mu wystarczać. Nigdy nie odczuwała,
że czegoś mu brakuje. On też nic nie mówił.
Tymczasem
Anthony wrócił do zamku. Kupił Melissie złoty łańcuszek z otwieranym
serduszkiem, gdzie mogła włożyć zdjęcia bliskich jej osób. Wszedł do kuchni i
zobaczył swój telefon na podłodze. Melissy nie było. Spojrzał na wyświetlacz i
przeczytał wiadomość. Uśmiechnął się i w jednej chwili wszystko zrozumiał.
Zobaczył
ją na ławce w parku. Melissa zawsze chodziła tam, jak miała problem i chciała
być sama. Usiadł obok żony i otoczył ją ramieniem.
- Wiesz,
że to nieładnie czytać wiadomości, które nie są przeznaczone dla ciebie? -
Zaczął zanim zdążyła zareagować. Melissa podniosła wzrok na Tonego, w jej
oczach błyszczały łzy.
- No
tak - uśmiechnęła się smutno. - Nie wiedziałabym, że mnie zdradzasz. I mógłbyś
to robić bezkarnie. Dobrze, że chocaż moja mama jest szczęśliwa.
- Nie
zdradzam cię, księżniczko.
-
Widzałam tą wiadomość. Dla kogoś innego też jesteś najważniejszy. Nie musisz
kłamać.
- Tak.
Dla mojej siostry. To od niej.
Melissa
spojrzała na Anthonego zaskoczona. Nie odsunęła się od niego, gdy ją pocałował.
Oddała pocałunek.
Tego
ranka w malowniczym państwie Melissy i Anthonego padał deszcz. Teraz świeciło
słońce. A nad głowami zakochanych utworzyła się tęcza - symbol szczęścia.