Usunęłam notkę i zostawiam sam rozdział. :) Tak jak zawsze ^^ Mam nadzieję, że podziękowania zdążyłyście odczytać. :D
***
Niespodzianka nie była do końca niespodzianką, tylko koniecznością, o której zapomniałam. Rzecz oczywista i sama nie mogłam uwierzyć, że poległam. Parapetówka, zaproszenie znajomych, zabawa, a przy sprzyjających okolicznościach może uda mi się spędzić trochę czasu z Nick’iem. Kate zadzwoniła do wszystkich naszych znajomych i już dzisiaj się spotkamy. Z jednej strony cieszę się na to, bo spędzając czas w tej dziurze zapomniałam o życiu towarzyskim i cały mój świat zaczął się kręcić wokół Mike’a i Nick’a. Jako przyszła studentka dziennikarstwa nie powinnam się izolować. Straszna gaduła ze mnie, więc kierunek dobrałam sobie idealnie. Już nie mogę doczekać się tych wszystkich wywiadów ze znanymi osobami. Mierzę wysoko, ale od tego są marzenia, prawda? To taka odskocznia od rzeczywistości i chwila, w której nasze życie wygląda dokładnie tak jak tego chcemy. Bo przecież po konfrontacji z rzeczywistością jesteśmy przegrani… Walkę o marzenia wygrał Mike, gdy postanowił, że zostanie lekarzem. Teraz jest w trakcie robienia specjalizacji na chirurga i jestem z niego strasznie dumna. Hmm, trochę zboczyłam z tematu. No to teraz powiem dlaczego się nie cieszę z niespodzianki. Muszę przenieść większość mebli i zabrać z pola widzenia wszystkie pamiątki, wybrać się do sklepu po jedzenie i piwo. Dzisiejszy dzień można uznać za ładny, więc wypadałoby umieć obsłużyć grilla. No i jeszcze muszę się ładnie ubrać, aby Nick nie oglądał się za moimi koleżankami. Jedyną osobą, na którą mogę liczyć jest Kate, ale to zrozumiałe, że sama się zgłosiła. Ostatecznie to jej pomysł. Chłopaki zniknęli z pola widzenia, gdy tylko się dowiedzieli, że trzeba pomóc.
- A gdzie tu jest najbliższy sklep? – spytała Kate siedząc z
otwartą buzią nad mapą w telefonie. –
Jak tu nawet nie ma tej Nabi zaznaczonej. A może taka wioska nie zasłużyła
sobie niczym na posiadanie spożywczaka? – nadal dłubiąc w telefonie zadała
pytanie. Nie wiedziałam czy koleżanka głośno myślała, czy mówiła do mnie,
jednak nie miałam nic do stracenia udzielając odpowiedzi.
- A ty myślisz, że tu kanibale żyją i odławiają słabszych na
obiad? To chyba oczywiste, że jest tu sklep. Na końcu ulicy mistrzu! Jak mogłaś
nie zauważyć ?! – nie chciałam krzyczeć, ale przytłoczył mnie absurd tej
sytuacji i z podniesionymi do góry rękoma wyszłam z kuchni, gdzie kończyłyśmy
śniadanie.
- Widzisz, bo taka sytuacja się zdarzyła, że przyjechałam tu
moim nowym… no sama zobacz.- wyszłam na podwórko i o mało nie oślepłam od
światła słonecznego, które odbijał ścigacz Kate. Czarna, piękna maszyna. Stałam
osłupiała i patrzyłam. Nie mogłam uwierzyć, że moja przyjaciółka, która boi
się, gdy ktoś jedzie samochodem! szybciej o kilka kilometrów niż jest napisane
na znaku, przyjechała sama z własnej i nieprzymuszonej woli tym. – Wow, ale
jak…? - nie byłam w stanie dokończyć pytania.
- Wyjaśnię ci później. Może teraz zaprezentuję działanie małego?
Jedziemy do tego sklepu? – spytała rozbawiona patrząc na moją minę, która
przedstawiała szok i niedowierzanie.
- Tak, ale nie tym –
wskazałam dłonią czarne cudo. – On jest za mały. Musimy wziąć samochód, bo
lodówkę spotkała apokalipsa po dzisiejszym śniadaniu i jest całkowicie pusta.
Ale jak wrócimy to dasz mi pojeździć po okolicy? Tak ładnie proszę - teraz
miałam minę jak kociak ze Shrek’a. To zawsze działa, więc byłam pewna, że i tym
razem pomoże.
- Nie pozwolę ci jeździć samej, bo nie chcę mieć cię na
sumieniu. Możemy to zrobić razem. On jest bardzo szybki, a sama wiesz jak
wygląda tu droga – chciałam zaoponować, lecz Kate była szybsza. – Wiem, że
jeździłaś na swoim piździku, ale uwierz mi, że to nie jest to samo – karnie spuściłam głowę pod nieustępliwym
wzrokiem Kate i pomaszerowałam do garażu po samochód. Ciężko mi będzie
przeboleć taką stratę i nigdy nie zapomnę jej tego piździka!
Na domiar złego przez całą drogę do sklepu nie mogłam się
odezwać, bo Kate zapowiedziała, że chce poczytać książkę. W końcu został jej
jeden rozdział i ma ambitny plan, aby ją skończyć. Patrzyłam przez okno i
zastanawiałam się nad tym jaką sukienkę ubiorę wieczorem. W głowie miałam kilka
pomysłów, ale żaden nie wydał mi się dość dobry, aby go wykorzystać.
Zatrzymałam się przed sklepem i zobaczyłam kartkę z informacją, że jest
nieczynny. „Dobra nasza” pomyślałam, bo miałam szatański plan aby wybrać się na
zakupy do miasta. Kate miała na sobie strój, który aż krzyczał, że nie
przyjechała samochodem. Skórzana kurtka, spodnie i specjalne buty. Jak mogłam
nie zwrócić na to wcześniej uwagi? Jej też przyda się coś na wieczór.
***
- Co myślisz o tej czerwonej? – spytałam wychodząc z
przymierzalni. – Nie jest zbyt wyzywająca? – Tak naprawdę nie obchodziło mnie
jej zdanie, bo byłam zdecydowana na kupno sukienki. Nie podobał mi się wyraz
twarzy koleżanki. Wiem, że Kate nie lubi zakupów, ale nie musi tego
demonstrować aż tak.
- Ta jest idealna. Pasuje do ciebie i podkreśla to co
powinna. Ja chyba wybiorę tę żółtą – pokazała mi jedną z naręcza sukienek,
które jej wręczyłam do przymierzenia. Ładnie w niej wyglądała, więc skinęłam
głową i poszłyśmy do kasy.
- To teraz jeszcze zakupy innej potrzeby - powiedziałam z
westchnieniem, opuszczając galerię.
- Ja poczekam w samochodzie. Nie mam już siły. Nogi mnie
bolą – cała lista skarg i zażaleń w
wykonaniu Kate była gotowa…
- Ok, poczekaj, bo ja na pewno dam radę przynieść te wszystkie rzeczy do samochodu – mój sarkazm
był wyczuwalny, ale dziewczyna zignorowała to i nawet nie drgnęła. Wskoczyłam
do sklepu i zaczęłam zgarniać rozmaite produkty. Coś do zrobienia sałatek,
deserów, grilla, jakieś chipsy, paluszki, ciastka i kilkanaście zgrzewek piwa.
Znając zaproszonych gości można być pewnym, że i tak przyniosą coś
mocniejszego.
***
Godziny, które wskazywały początek zabawy zamieniały się w
minuty. Z niecierpliwością czekałam na gości i rozmyślałam czy Nick’owi spodoba
się moja nowa sukienka. Pierwszy dzwonek, drugi… Po godzinie od rozpoczęcia
zabawy wszyscy już byli. Cała stara ekipa i kilka osób, które widziałam
pierwszy raz. Wspomnieniom nie było końca. Nasłuchałam się też wielu fajnych
historii z akademika. Było mi trochę przykro, bo nie miałam okazji porozmawiać
z Nick’iem na osobności. Nie taki był mój plan, ale jako pani domu musiałam
ciągle wszystkich obsługiwać, bo nikt nie chciał nic zniszczyć, nikt nie
wiedział gdzie co jest , choć wszystkie potrzebne rzeczy położyłam na widoku.
Mój pokój nie był potrzebny, więc zamknęłam go na klucz. Jednak poczułam
potrzebę, aby na chwilę tam zajrzeć. Niezauważona wymknęłam się do mojego
królestwa. Pokręciłam się chwilę i skierowałam się w stronę stolika z
biżuterią, chciałam odłożyć bransoletkę, którą obserwowałam cały wieczór, bo
była za luźna i mogła mi się zgubić. Nie zrobiłam tego, ponieważ ktoś zaszedł
mnie od tyłu i przycisnął do ściany,
boleśnie wykręcając rękę za plecy.
- Myślałaś, że uciekniesz? – męski głos wysyczał prosto do
mojego ucha. Chciałam odwrócić głowę, ale było to niewykonalne. Nie mogłam
wykonać żadnego, nawet najmniejszego ruchu. – Mała naiwna Adrienne – zaśmiał
się szyderczo. – Mówiłem ci, że jesteś moja i że zawsze cię znajdę. Dlaczego mi
to robisz kotku? – teraz miałam już pewność, ten mężczyzna to Steve, mój były
chłopak. Nie było między nami namiętnego uczucia i znajomość szybko się
wypaliła. Jednak tylko ja tak myślałam. Chłopak nachodził mnie w domu, w
szkole, w sklepie. Nie mogłam się od niego uwolnić. I nagle, gdy wszystko
ustało,pomyślałam że dał sobie spokój. – Nie szarp się. Nic ci nie zrobię,
bynajmniej na razie. To jest ostrzeżenie, obserwuję cię. Masz przestać spotykać
się z tym gościem, bo coś może mu się przydarzyć. W końcu wypadki chodzą po
ludziach. Rozumiesz? – uścisk zelżał na chwilę, więc pokiwałam głową. Po chwili
Steve mnie puścił i wyszedł z mojego pokoju. Ja odwróciłam się plecami do
ściany i niezdolna do płaczu osunęłam się na podłogę. Gdy trochę ochłonęłam
zeszłam na dół i zobaczyłam jak mój brat i przyjaciółka sprzątają bałagan po
imprezie.
- Adi, przyszłaś. A gdzie Nick? - to pytanie sprawiło, że
bezwiednie usiadłam na krześle. – Coś się stało? Myślałem, że wyszliście razem.
- On tu był –
powiedziałam i skryłam twarz w dłoniach. – On wrócił. Steve… – zarówno Mike,
jak i Kate znali historię naszej znajomości. Nie chciałam robić z tego
tajemnicy przed przyjaciółką.
***
Następne dni upływały spokojnie, uprzedziłam Nick’a o
niebezpieczeństwie, jakim niewątpliwie jest mój były. Żadne niepokojące
wydarzenia nie miały miejsca. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że Kate
została na dłużej. Pewnego dnia po otrzymanym telefonie nie wytrzymała i
zaczęła płakać. Pewnie myślała, że jest sama w domu…
- Hej co się stało, siłaczko? – spytałam, bo płacz u Kate
był raczej niewidzianym zjawiskiem.
- Nic – odpowiedziała i ręką otarła łzy.
- Mi możesz powiedzieć… Ty zawsze wyciągasz ze mnie
informacje. Chce, żebyś wiedziała, że i we mnie możesz znaleźć podporę.
- Wiem, ale ty masz i tak dużo swoich problemów. Po co ci
moje?
- Pewnie po to, że jesteś moją przyjaciółką – odpowiedziałam
i przycupnęłam obok Kate. Spojrzałam na nią i czekałam aż coś powie.
- Pamiętasz jak opowiadałam ci o moim wolontariacie w
hospicjum? – pamiętałam i od początku byłam przeciwna. Pokłóciłyśmy się o to,
wiec nie chciałam na nowo zaczynać tematu. Skinęłam głową.
- Mówiłaś, że ta
praca to ogromne wyzwanie, oraz że jesteś
wystarczająco silna psychicznie i fizycznie aby podołać temu zadaniu. Śmierć
zawsze pozostanie zaskoczeniem i nierealnością. Wiesz, zawsze myślałam, że
codzienne stawanie wobec śmiertelnej choroby i śmierci może prowadzić do
przyzwyczajenia i znieczulicy. Ale widzę, że bardzo coś przeżywasz. Opowiedz
mi – poprosiłam.
- Myślę, że do śmierci nie da się
przyzwyczaić. Nawet jeśli widzi się ją codziennie. Mi najgorzej jest przywyknąć
do śmierci osób z którymi spędzałam dużo czasu na rozmowie lub bez rozmowy tak
tylko siedząc. Niektóre z tych osób nie mają nikogo bliskiego. Rodziny myślą,
że zostwią chorego w hospicjum i to wystarczy, ale oni choć chorzy chcą być
kochani. Może nawet potrzebują tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej –
powiedziała i dodała. – Właśnie dostałam telefon z informacją, że jeden z moich
podopiecznych nie żyje.
- Przykro mi – tylko tyle umiałam
powiedzieć. Nie znajdując odpowiednich słów przytuliłam Kate i pozwoliłam jej
przeżywać tę stratę.
***
Kilka dni po wyjeździe Kate, gdy na nowo zostałam z Mike’m
sama w domu, postanowiłam coś zrobić ze sobą. Na początek trochę biegania po
lesie, tak dla kondycji i lepszego samopoczucia. Plan był dobry, ale zniechęcił
mnie do niego pewien wypadek. Jakiś facet przyczepił się do mnie. Widziałam go
pierwszy raz w życiu, więc zdziwiły mnie
jego słowa „ Oddaj mi to co moje”. Myślałam, że to jakiś pijak, bo tak wyglądał.
Stare, przepocone ciuchy, zapuszczone włosy i
broda. Jednak te spotkania powtarzały się codziennie, nawet jak
zmieniłam trasę ćwiczeń. Kim jest ten człowiek i czego chce?
Tina, gratuluję bardzo, bardzo, bardzo dobrego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńKate i jej maszyna, hahaha :D
Steve, spadaj, bo cię znajdę i obiję mordę :P
Interesujący, wystarczająco długi rozdział :)
Czekam na nn ^^
Ten jest wyjątkowo długi, bo powstał po części z moich starych opowiadań, których nie skończyłam pisać. :) Miło, że się spodobał ^^
UsuńFajny fajny... notki i podziękowań nie zdążyłam przeczytać ;-;
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, długi i pełen akcji...
Normalnie czytając opis zakupów widziałam siebie i moją przyjaciółkę O.o (ja też bym wybrała czerwony *-* )
Pozdrawiam!
Podziękowania za komentarze były. Notka była terminowa na dwa dni (takie będę czasami dodawać przed rozdziałem, no a po kilku dniach usunę) No i dałam możliwość zadania pytań w razie niezrozumienia treści. W końcu nie każdy musi wiedzieć czym jest piździk. :DDD
UsuńNo właśnie... czym jest ten piździk? xp
UsuńI uzupełnij sobie spis treści c:
UsuńChodziło mi o skuter xD Do ścigacza Kate się nie umywa ;)
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuję...
OdpowiedzUsuńRozdział... świetny.
Pozdrawiam,
Paulina