sobota, 16 sierpnia 2014

Miłość w trasie - cz. 2 "Sprężystość materaca"

      >>Poranek następnego dnia.<<
     Cały zespół powoli budził się dzięki przyjemnemu zapachowi naleśników z sosem klonowym i woni świeżo zaparzonej kawy. Sam otworzył oczy pierwszy, kiedy usłyszał ciche, czyste i niezwykle melodyjne nucenie ze strony aneksu kuchennego. Zerwał się z łóżka jak poparzony i chciał wszcząć alarm wśród kolegów, lecz przypomniała mu się wczorajsza sytuacja związana z pasażerem na gapę. 
Od razu naszły go wyrzuty sumienia podczas przyglądania się pięknej dziewczynie krzątającej się po kuchni. Przeklinał w duchu, gdyż złamał swoje drugie przykazanie, jednak wizja konsumowania pysznych naleśników przerwała jego rozmyślania.
     Reszta chłopaków powoli ewakuowała się ze swoich łóżek.
     - O, śniadanko! Widzę, że  z Amy nie pomrzemy z głodu - wykrzyknął Andy. - Gdybyśmy dopuścili Luke'a do kuchni, nie dostalibyśmy takich rarytasów.
     - Jeśli nie smakuje ci moje żarcie, to nie musiałeś jeść. Mógłbyś zdechnąć z głodu i nic by mnie to nie ruszyło - odpowiedział Luke, z wiecznie znudzoną miną.
     Key, który zaczął zajadać naleśniki, pochwalił kunszt kulinarny Amy jednym, niezwykle trafnym słowem: - Smaczne.
     Tymczasem Sam sprawdzał swój profil na facebooku. Chciał przekonać się czy ktoś dodał zdjęcia z wczorajszego incydentu. Przez przypadek zobaczył swój status.
     - O kurwa! Zerwała ze mną.. - krzyknął Sam, wstając i wpatrując się w ekran komórki z niedowierzaniem.
     - No to teraz możesz się zabawić - oznajmił Tony odkrywczym tonem głosu.
     - Na pewno nie z tobą, kurwa - odwarknął lider.
     - Dlaczego mnie tak traktujesz? - zapytał, insynuując ocieranie łzy z policzka.
W tym momencie do dyskusji włączył się Luke.
     - Zamknąć ryje, do cholery! Zabierzcie się za te naleśniki, bo ostygną.
Członkowie zespołu ze sceptycznymi wyrazami twarzy zaczęli jeść naleśniki. Gdy skończyli, Amy podeszła do Sam'a.
     - Kto zmywa po dzisiejszym śniadaniu? - zapytała, uśmiechając się do niego.
     - Myślałem, że ty - odrzekł Sam.
     - Chyba śnisz, chłopaczku. Odwdzięczyłam się śniadaniem za podwózkę, ale nie jestem kurą domową - odparowała, mając na ustach tym razem bardziej złośliwy uśmieszek.
     - Ja pozmywam - zadeklarował się Key, który nie przepadał za kłótniami.
     - Pamiętaj o swoim seksownym fartuszku - zamruczał Andy i uwodzicielsko oblizał wargi.
     - Nie obchodzi mnie wasze życie intymne. Zamknijcie ryje z łaski swojej! - warknął Sam.
     - Odwal się, Sam. Dziewczyna z tobą nie chciała, to zazdrosny, bo całe życie na ręcznym - odparował Andy.
     - Chłopaki, czas na ćwiczenia! - oznajmił Tony, chcąc zmienić temat i zakończyć kłótnię.
     - To jeszcze nie koniec.. - wysyczał Sam, podchodząc do Andy'ego, po czym minął go i ruszył wolnym krokiem w stronę siłowni.

     Kilka chwil później zatrzymali się przed hotelem. Wszyscy zaczęli wychodzić.
     - Czekaj, Amy. Podoba mi się twój głos. Słyszałem cię, kiedy nuciłaś przygotowując nam śniadanie - powiedział Sam. - Zapraszam do mojego pokoju. Niedawno napisaliśmy nową piosenkę, pomyślałem, że moglibyśmy zaśpiewać ją razem. Poćwiczymy sobie nasz duet... - zaproponował z nieodgadniętym wyrazem twarzy.
     - Czyżby ktoś szukał pocieszenia? Jeśli tak, to trafiłeś pod zły adres - odparowała Amy.
     - Spokojnie, nie ściągaj jeszcze spodni, mała. Proponuję tylko singiel w duecie.
     - Spotkajmy się o 18 przy fontannie przed hotelem - powiedziała ugodowo dziewczyna.
     - Dobrze, niech będzie - odpowiedział głośno lider zespołu, po czym dodał cicho, odchodząc: - Głupszym się ustępuje.

     W hotelu panowała miła atmosfera. Recepcja była utrzymana w stonowanych kolorach - brązu i zieleni. Na ladzie znajdowały się ulotki i księga do wpisania danych osobowych gości. Na ścianach wisiały wielkie, zabytkowe świeczniki. Młoda kobieta - recepcjonistka - uśmiechnęła się słodko do Sama, który w odpowiedzi ułożył usta w złośliwy grymas, świadczący o jego charakterze. Lider po dokonaniu wszystkich formalności rozdał kolegom klucze do ich pokoi. Sam bez słowa udał się do swojego lokum.
     Każdy pokój wyposażony był w dwuosobowe łóżko zasłane na biało, telewizor plazmowy, komodę, stolik nocny, lustro, które obejmowało całą sylwetkę i wielu innych niezbędnych mebli oraz w łazienkę, która otwiera się na pokój i w ten sposób zwiększa jego powierzchnię. Łączy w sobie elementy elegancji i funkcjonalności, jednocześnie zapewniając wysoki stopień intymności.

     Tony postanowił zrobić inspekcję pokoi. Chciał przekonać się, czy przypadkiem nie trafił mu się najgorszy. Zapukał do drzwi Key'a.
     - Proszę.
     - Cześć, Key. Mogę sprawdzić sprężystość twojego łóżka? - zapytał Tony.
     - Yyy.. spoko. Ale po co ci to?
     - Lubię, kiedy opadam swobodnie na materac, który przyjemnie sprężynuje pode mną, a ja unoszę się w górę i w dół.
     Key uniósł prawą brew i nie wiedząc, co powiedzieć, patrzył w milczeniu na podskakującego Tony'ego na jego łóżku.
     - Moje łóżko jest lepsze! Nara - rzucił Tony, wychodząc pospiesznie z pokoju Key'a.

      Zawędrował do Andy'ego. Zadał mu to samo pytanie i już po paru sekundach skakali razem na łóżku, uderzając się poduszkami.
     Następnym punktem podróży był pokój Sam'a. Lider usłyszał pukanie i otworzył mu. Spojrzał na Tony'ego, po czym zatrzasnął drzwi z powrotem. Tony usłyszał jego słowa wydobywające się z pokoju: - Spierdalaj, Tony! Moje łóżko jest w porządku. - Wiedział, że Tony w każdym hotelu powtarza swój cykliczny obchód i skacze po ich łóżkach.
     Po porażce z Sam'em, Tony nie zapukał do drzwi Luke'a, tylko od razu wparował do jego pokoju i rzucił się na łóżko, na którym leżał Luke owinięty w pasie ręcznikiem. Kiedy Tony skoczył, wodne łóżko wyrzuciło Luke'a z impetem na podłogę. Zdążył tylko chwycić za ręcznik.
     - Co ty, kurwa, znowu wyprawiasz, Tony?! - krzyknął. - A, tak.. Zapomniałem. Twój hotelowy rytuał.
     - Nie mam pojęcia co się stało. Dlaczego ty masz wodne łóżko? - dramatyzował Tony. - A ja nie?!
     - Jestem ważniejszy i mam lepsze łóżko, debilu. Jak się coś nie podoba, to składaj zażalenia do Wielkiego Idioty - rzucił Luke. Chodziło mu oczywiście o producenta.
     - Mam więcej klepek niż on. Dlatego nie będę dzwonił - powiedział obrażony Tony i wyszedł z pokoju zostawiając Luke'a na podłodze.

~*~
     Sam wyszedł przed hotel. Nie zwrócił na to wcześniej większej uwagi, ale spodobało mu się zielone obejście przed budynkiem. Fantazyjnie poukładane kwiaty, które tworzyły przyjemną dla oka harmonijną konstrukcję sprawiły, że kąciki jego ust mimowolnie uniosły się do góry. Harmonia…
     Zmierzał wolnym krokiem w kierunku miejsca spotkania z Amy. Tymczasem dziewczyna czekała na niego siedząc na marmurowym brzegu fontanny. Amy zamyśliła się i odruchowo zanurzyła swoją rękę do wody, po czym wpatrywała się jak drobne krople spływają po jej smukłej dłoni. Spoglądała się na mieniące dno fontanny, na którym leżały miedziane monety. Sam podszedł do niej i zaczął mówić.
     - Ta zabytkowa fontanna została wybudowana w miejscu XVII-wiecznej studni. Kiedy pewnego lata zabrakło wody w całej okolicy i zapanowała susza, dzięki owej studni ludzie nie poumierali z pragnienia. Ponadto z tego obiektu wydobywała się krystalicznie czysta woda niczym z górskiego strumienia. Ciekawostką jest to, że źródło nie zamarzało nawet przy największych mrozach.
     Kiedy studnia zaczęła się rozpadać, postanowiono zbudować na niej fontannę. Od tego czasu przy fontannie zaczęły dziać się niewytłumaczalne naukowo cuda.
     - Za to ja zaraz niewytłumaczalnie strzelę ci z liścia - oznajmiła Amy, przerywając tym samym długi wywód lidera zespołu. Spodobał się jej ten głęboki, zmysłowy głos, którym niespiesznie do niej mówił. Z zachwytem obserwowała jego kocie ruchy i poczuła coś czego nie chciała czuć do jebanego despoty. Przyjemny dreszcz przebiegł po całym jej ciele. - Spotkaliśmy się w innym celu. A w ogóle skąd znasz takie mądrości? - Spytała lekko oszołomiona doznaniami. Mogłaby go słuchać bez końca. Pomyślała, że nie miałaby nic przeciwko temu, aby ten głos budził ją co rano. Jednak z kobiecej przekory nie dała po sobie nic poznać.
     - A w ogóle skąd to nagłe zainteresowanie moją opowieścią? Odniosłem wrażenie, że nie słuchasz tego, co mówię. Może lepiej jednak weźmiemy się za to śpiewanie. Nie chcę, aby połowa mojej twarzy ucierpiała. Zacznijmy próbę, przyniosłem moją gitarę.
     - Fajna. Mogę sobie pograć?
     - A ty umiesz grać? - zapytał Sam patrząc na nią z pogardliwym uśmieszkiem.
     - Tak, tata mnie nauczył, kiedy byłam mała.
     Amy chwyciła za gitarę i położyła ją sobie na kolanach. Przycisnęła odpowiednie progi i uderzyła w struny palami. Zaczęła brzdękać jak zawodowy uliczny gitarzysta. Śpiewała przy tym czysto i dźwięcznie. Szło jej całkiem nieźle, a nawet wspaniale. Dowodem tego był pełen wrażenia wyraz twarzy Sam'a, a przecież nie tak łatwo go zaintrygować.
     - Kobieto.. wyjdź za mnie! - rzucił Sam, kiedy Amy zakończyła swoją piosenkę. Facet teatralnie klęknął przy tym na jedno kolano i wyciągnął w jej kierunku niewidzialny bukiet kwiatów.                Zaintrygowała go ta drobna istotka. Nie wiedział, co zwróciło jego uwagę w największym stopniu. Chyba to, że gdy pierwszy raz ją zobaczył… chciał się nią zaopiekować, wydała mu się taka malutka i bezbronna. Nie przyznałby się nigdy do tego przed chłopakami, ale w głębi cieszył się, że nalegali aby ją zabrać. Chociaż trochę szkoda mu było przykazania… Cieszył się też z tego, że Amy umie pokazać pazurki. Lubił takie niby niepozorne kobiety.
     - Chyba mieliśmy robić próbę, a nie błaznować - odpowiedziała dziewczyna sarkastycznym tonem głosu.
     - Wybacz. Poczucie humoru też jest ważne w tym zawodzie. Jeśli go nie masz - media cię zjedzą.
     - Na pewno mieliby niestrawność. Ja jestem niedobra - oznajmiła Amy.
     - Tak. Zła kobieta z ciebie. To może zacznijmy już tą próbę - powiedział Sam niecierpliwie.
     Akurat tamtędy przechadzał się Tony. Zauważył ich i z łobuzerskim uśmieszkiem zaczął się  skradać do  Sama i Amy. Niespostrzeżenie zaszedł ich od tyłu, by kilkoma ruchami ochlapać ich wodą z fontanny.
     - Skończcie już gruchać, gołąbeczki! Kolacja czeka.


*Pisane z Tiną i koleżanką J.
*Rysunki zrobiła J. ;*

1 komentarz:

  1. Nie lubię naleśników. Dzisiaj nawet jednego przy obiedzie nie tknęłam, ugotowałam sobie makaron. Nie wiem, dlaczego, ale po prostu ich nie lubię.
    Niezłe rysunki, J., bardzo mi się podobają :D
    Te dwuznaczne rozmowy chłopaków, dziwne przekomarzania, sarkazm, ach, cudo *.*
    Tony mnie rozwalił :D Ale popsuł końcówkę.
    Oooo, Samowi spodobała się Amy? No nieźle :D

    Czekam na kolejną część ^^

    OdpowiedzUsuń