Od czasu, kiedy
członkowie zespołu zameldowali się w hotelu, minęły dwa dni. Cała szóstka zeszła
ze sceny po generalnej próbie przed niezwykle ważnym koncertem i udała się do
pokoi, aby odpocząć.
Po wzięciu
prysznica, Andy udał się do pokoju Key'a. Miał na sobie jedynie owinięty ręcznik
wokół bioder. Chłopak zapukał cicho do drzwi i chwycił za klamkę, nie czekając
nawet na odpowiedź Key'a. Gdy otworzył, zauważył nieśmiałego basistę, który
stał przy oknie, oparty rękoma o parapet. Wpatrywał się w widok za oknem i był
pogrążony we własnych myślach. Key, jak to miał w zwyczaju, przepadał za
oddawaniem się głębokim, nierzadko filozoficznym przemyśleniom. Andy podszedł
na palcach do niczego niespodziewającego się chłopaka. Na twarzy skradającego
się mężczyzny zmalował się zawadiacki uśmiech. Andy oplótł Key'a rękoma w pasie
i ułożył swoją głowę na jego ramieniu. Key drgnął nieznacznie i przymknął swoje
oczy.
- Andy!
Przestraszyłeś mnie..
- Wybacz, Słonko.
Wczoraj podobało ci się, kiedy zachodziłem cię od tyłu - stwierdził Andy, na co
Key zareagował żywym rumieńcem. Z całkowitą pewnością nieśmiały chłopak cieszył
się w duchu, że Andy nie mógł dostrzec jego zaróżowionych policzków. - I tak
lubię, gdy krzyczysz moje imię - dodał nadal mrucząc i mając na ustach
łobuzerski uśmieszek.
Andy sięgnął
ustami w kierunku jego szyi, aby złożyć na niej delikatne muśnięcie warg. Zamruczał
zmysłowo, a następnie zahaczył nieznacznie płatek uszny swymi zębami.
- Uwielbiam,
kiedy te ciasne jeansy opinają seksownie twój zgrabny tyłeczek - Andy wyszeptał
mu słodko do ucha. - Ale jeszcze lepiej te spodnie wyglądają, kiedy leżą na
podłodze.
W tym momencie
Key odwrócił się przodem do gitarzysty, zbliżył ku niemu swoje usta powoli i
niespiesznie, by wreszcie opaść miękko na jego słodkich wargach. Ich usta
ocierały się o siebie zmysłowo, a języki odnalazły się w namiętnym tańcu.
Momentalnie każdy z oddechów przyspieszył i stał się płytszy.
Zaskoczonemu Andy'emu
ręcznik spadł na podłogę.
A teraz narrator,
który ceni prywatność członków zespołu przenosi się do pokoju Tony'ego.
Tony siedział na
swoim łóżku i przeprowadzał kurtuazyjną rozmowę ze swoją maskotką, myszką Didla. Próbował tym samym bezskutecznie zignorować odgłosy wydobywające się z
pokoju za ścianą.
- Nikt mnie nie rozumie... - rozpaczał.
- Myślisz, że jeśli masz niskie IQ, to ktoś
cię rozumie - odpowiedział sam sobie piskliwym głosem.
- I ty, didle,
przeciwko mnie?!
- Człowieku,
lepiej przestań palić tą indiańską fajkę. Mówisz do jebanej maskotki, gamoniu -
odpowiedział sobie, wlepiając swoje spojrzenie w pluszową mysz.
Zostawiamy
Tony'ego w spokoju i przechodzimy do następnego pokoju. Z powodów etycznych
(tych samych, dzięki którym zmuszeni byliśmy do opuszczenia pokoju Key'a i
Andy'ego) pominiemy pokój jebanego despoty (czyt. Sam'a). Jak widać dogaduje
się z Amy lepiej, niż myśleliśmy. Z tegoż to powodu, udajemy się do pokoju
Luke'a.
Luke rozmawiał
właśnie przez telefon z producentem zespołu. Leżał na łóżku wygodnie, opierając
głowę o rękę, w drugiej dłoni trzymał komórkę.
- Czego znowu
chcesz, ty jebany świrze? - spytał znudzony Luke.
- Mów mi tato.
- Nie ma mowy.
Mów, co chciałeś i kończmy tą rozmowę zanim się czymś od ciebie zarażę - rzucił
Luke. Jak zwykle - nieco znudzony.
- Ja tylko
chciałem sprawdzić jak się mają moi uroczy synowie - usłyszał przez telefon. W
tym momencie Luke nie wytrzymał i rzucił słuchawką o ścianę, tym samym
skutecznie kończąc rozmowę.
~*~
Zostało im
jeszcze 15 minut przed rozpoczęciem koncertu, więc pod sceną ustawiło się już
dziesiątki tysięcy fanów. Tymczasem za kulisami zespołu wszyscy członkowie
"Sex on the beach" się przygotowywali. Tony nakładał swoje czerwone
soczewki, Key zaczesywał grzywkę na bok, decydując się w jakim jest nastroju i
który kolor tęczówki ma odsłonić. Andy zakładał gitarę i dokonywał ostatnich
poprawek w jej strojeniu. Podano już Sam'owi mikrofon, a Amy ćwiczyła swój
głos, zdenerwowana swoim pierwszym występem przed tak dużą widownią.
Nagle wszystkie
światła zgasły, a tłum czekał z niecierpliwością na swoje ulubione gwiazdy.
Pierwszy
wyskoczył Andy, trzymając swoją gitarę. Za nim wyszedł Tony z wyciągniętymi
rękoma ku górze i zasiadł do swojej perkusji. Luke wyszedł zza kulis,
tajemniczo zakrywając oczy kapeluszem i podszedł do swojego keyboardu. Później
zjawili się Amy z Sam'em, trzymając się za ręce. A na koniec pojawił się Key,
który poruszał się wolnym krokiem i cicho przy tym pojękiwał, mając na twarzy
minę cierpiętnika.
Rozbrzmiały już
pierwsze takty piosenki, lecz my skupimy się teraz na myślach każdego z
członków zespołu.
Luke:
"Ciekawe, czy
zdają sobie sprawę jak te rozdziawione mordy wyglądają z góry. Szatańskie
pomioty! Na następny koncert zatrudnię egzorcystę. Całe szczęście, że mam
czapkę i nie muszę ich oglądać, inaczej zacząłbym walić głową w ścianę."
Key:
"Ale mnie boli
dupa. Mówiłem Andy'iemu, aby był bardziej delikatny przed tym koncertem. Przez
niego nawet nie mogę podskoczyć ze swoją gitarą basową. Jeszcze
pożałuje..."
Andy:
" To był
najlepszy seks, jaki mieliśmy... Chcę jeszcze... Ciemność! Widzę ciemność! Aaa!
Oślepłem!.. A, nie. To tylko stanik. Uff.."
Tony:
"Ciekawe, kiedy
dostanę moje zielone papiery. Podanie złożyłem tak dawno... Ile jeszcze muszę
czekać? I powinienem powiedzieć Sam'owi o tym lustrze, które rozbiłem w
hotelu.."
Sam:
"O cholera.
Chyba założyłem źle wyprasowane skarpetki. Czuję krzywy kant w moim prawym
bucie. Powinienem używać więcej mojego płynu do płukania, wtedy ubrania robią
się milutkie.. O, stringi! Dzięki, mała! Auu! Co to było, Amy?"
Amy:
"Jak na pierwszy
raz chyba dobrze mi idzie. To wszystko dzięki wczorajszym próbom z moim Sam'em.
WTF?! Czy to stringi? Sam, ty gnoju! <plask>"
Mimo tych wszystkich myśli koncert trwał, a publiczność się
bawiła.
~*~
Po koncercie
członkowie zespołu spotkali się z rzecznikiem prasowym, aby wyjaśnić swoje
statusy na facebooku. Sam związał się z Amy i miał nadzieję, że będą razem
szczęśliwi. Andy i Key postanowili upublicznić ich związek. Luke natomiast
uwielbiał przygody i postanowił żyć chwilą, więc pozostał formalnie singlem, a Tony
czekał na swoją miłość.
Później zespół wyruszył
na kolejny koncert, tym razem do Miami.
Kiedy wyjeżdżali na autostradę, Tony zaczął ekscytować się
tym, że tego wieczoru powinni zobaczyć deszcz meteorytów. Usiadł przy oknie i
patrzył z niecierpliwością na niebo, na którym powoli zachodziło słońce. Nagle
coś zauważył. Spoglądał z zaciekawieniem na powoli lecący w ich stronę,
niezidentyfikowany obiekt w postaci wielkiej, płonącej kuli.
- Co za
widowiskowe spadające gwiazdy...
~*~
Notka z New York
Timesa:
"Po wczorajszym koncercie, kiedy zespół "Sex on the
beach" udawał się do kolejnego punktu w ich tournee, meteoryt trafił w
tourbus, którym jechali. Musimy zasmucić wszystkich fanów przykrą wiadomością,
że nikt nie przeżył."
* Pisane z Tiną i koleżanką J :)
:o
OdpowiedzUsuńAndy i Key? WooW. Dobra, przyznam, nie spodziewałam się czegoś takiego.
" A teraz narrator, który ceni prywatność członków zespołu przenosi się do pokoju Tony'ego." - lubię to zdanie :D
Tony, hahahaha, leżę! Pozdrowienia z podłogi!
Myśli Luke'a - kocham! <3
"Ciemność! Widzę ciemność!" - mam czarną torbę z takim napisem :D
Notka z "New York Timesa" - świetne!
W ogóle całe to trzyczęściowe opowiadanie było świetne, ale ta część - najlepsza!
Czytało się przyjemnie, większych błędów nie ma (w ogóle nie widzę literówek, tylko miejscami brakuje przecinków).
To było ciekawe doświadczenie :)